30.03.2017

Marzec pod lupą



       Kartki z kalendarza uciekają coraz szybciej! W mgnieniu oka z 5 marca dotarliśmy do końca miesiąca! Czas w Seulu biegnie niewyobrażalnie szybko! Gubię godziny gdzieś pomiędzy blogowaniem, castingami i siłownią. Mam powody do dumy, ponieważ marzec był miesiącem pełnym treningów ze skurczoną dawką słodyczy. Wiosenne słońce wyłaniało się zza chmur, stąd też spędzałam więcej czasu na świeżym powietrzu, grając w kosza i spacerując. Na przekór, pisząc dzisiaj ten post, oglądam przez okno czarne chmurzyska i hulający wiatr. W marcu jak w garncu... I taki właśnie był mój marzec!  Zerknijmy pod lupą...





       Zawodowo

       Zawodowo w tym miesiącu cicho i spokojnie, większość dni spędzałam na castingach, o których możecie poczytać tutaj -> Zabieram Was na casting w Azji. Przygotowałam nowe polaroidy, czyli naturalne zdjęcia modelki potrzebne na zaplanowanie kolejnych kontraktów. Mój czas w Korei Południowej powoli dobiega końca i już niedługo ponownie zmienię swój adres, tym razem na francuski. Paryż już na mnie czeka, a ja przygotowuję się na nowe wyzwania i zdjęcia.

Typowy polaroid modelki
Między castingami



       Kilka zawirowań w agencji sprawiło, że zmuszona byłam spać w hotelu przez dwie noce. Niewielkie problemy z mieszkaniem, które wynajmuję zaowocowały w przytulny hotel i kompletny wypoczynek. Miałam dwa wolne dni, które wypełniłam pisaniem, tworzeniem i naładowaniem baterii w uroczym pokoju z japońskim wystrojem i widokiem na ruchliwe ulice Seulu.






       Blogowo   


       Strona bezustannie rozwija się i zdobywa nowych czytelników. W związku z tym stworzyłam fanpage bloga. Już teraz znajdziecie mnie na Facebook’u pod Paulina G Lifestyle. Serdecznie zapraszam do klikania po prawej stronie bloga i bycia na bieżąco!

      Kolejne zmiany i nowy nagłówek! Samolot, to symbol mojej codzienności od prawie pięciu lat. Ciągle podróżuję, przemieszczam się w czasoprzestrzeni i zmieniam adres. Metalowy ptak to mój najczęstszy środek transportu, więc nie wyobrażam sobie, aby mogło zabraknąć go na tym blogu. Koniecznie dajcie znać, czy Wam się podoba! 

       W marcu pojawiło się 8 nowych wpisów, w których głównie poruszyłam tematykę Azji. Najchętniej odwiedzane posty:





    

       Jestem wdzięczna za każde odwiedziny i pozostawienie śladu. Każda wizyta lub komentarz to motywacja dla mnie, aby pisać, pisać i jeszcze raz pisać! Dziękuję kochani!    




  
       Sielankowo


       Marzec obfity był w częste wizyty w kawiarenkach, restauracjach i testowanie nowych miejsc. Seul słynie z intrygujących wnętrz i smaków, każdy lokal ma własną oryginalną atmosferę. Prawie wszędzie jest uroczy mały taras przed wejściem, na którym ustawione są stoliki, kwiaty, rowery, a nawet bańki mleka i krowa w przypadku sklepu z serami i wyborami mlecznymi. Istne szaleństwo, któremu ja i mój chłopak nie możemy się oprzeć. W lutym odkryliśmy Local Bubble, a w marcu pizzerię, gdzie moje kubki smakowe przepadły w świeżym szpinaku, czarnych oliwkach, jajku z bekonem i serze. Mhhmm...




       Jak wiecie jestem kawoholiczką. Czasem sama gubię się w tym, czy bardziej kocham kawę, czy urocze miejsca, gdzie ją podają. Jakkolwiek w tym miesiącu nie obyło się również bez wypadów na kawę. Godzinami snuliśmy z moją miłością nasze plany i marzenia, śmiech rozbrzmiewał dookoła, a ciepły aromat kawy koił zmysły. Raj!




       Zostając przy kawie... Razem z J. Zapoczątkowaliśmy swoją kolekcję kubków po kawie. Każda kawiarenka oferuje nam tak urocze i oryginalne propozycje, że postanowiliśmy zatrzymać te, z którymi wiążemy wspaniałe wspomnienia. Ah miłość, miłość. Ta do kawy również!





       Zakupy


       Wiosna powoli wkrada się również do mojej szafy/walizki. W marcu zostałam szczęśliwą posiadaczką długiej spódnicy z Forever21. Kwiaty i głębokie wcięcia do ud od razu podbiły moje serce! Kosmetyczka wzbogaciła się o nowy krem oraz małą paczuszkę z dwiema miodowymi maseczkami do twarzy, próbkę serum z zielonej herbaty i kolekcję Jeju Sparkling. Wszystkie skarby pochodzą z marki Innisfree, która ceni sobie naturalny skład produktów.

Na zdjęciu jakoś ona nie wygląda, za to na nogach owszem... 




     
4 najlepsze zdjęcia marca

       




       Ciekawi mnie, jak Wam upłynął pierwszy wiosenny miesiąc? 

       Zaglądajcie na mój fanpage i instagram


Do zobaczenia!     


26.03.2017

Dlaczego kocham Azję?



       Gdy kilka lat temu przyszłoby mi wymienić pierwsze skojarzenia o Azji moja odpowiedź błyskawicznie sprowadziłaby się do ryżu, skośnych oczu i ludzi pracujących jak maszyny. Dzisiaj, po tak wielu latach pomieszkiwania na Dalekim Wschodzie z uśmiechem na twarzy odpowiadam: Tropikalny raj, wyjątkowi ludzie i bezustanny głód odkrywania.

       Myśl o pakowaniu walizki za niespełna 3 tygodnie napawa mnie smutkiem. Nadchodzi czas pożegnania się z Azją na dalsze miesiące, a może nawet lata. Ten kontynent podarował mi wyjątkowy prezent i wiele magicznych momentów. Wzbogaciłam swoją wiedzę, odkrywałam kraj za krajem i zgłębiałam tajniki życia codziennego mieszkańców. Pokochałam Azję za dawkę adrenaliny, wieczne zaskoczenie, a tym samym uczucie błogiego spokoju i bezpieczeństwa.







Czym Azja podbiła moje serce?  

         


       Wolność i beztroska

       Gdy pierwszy raz stanęłam na azjatyckiej ziemi miałam zaledwie 17 lat! Poznawałam każdy zakątek ostrożnie i z rozwagą, jednak już wtedy czułam, że Azja to miejsce wyjątkowo bezpieczne. Pomocni i życzliwi ludzie dookoła, mniejsza agresja między nimi i dziwna energia popychająca ku całkowitemu zaufaniu. Wiele razy spotykałam na swojej drodze ludzi, którzy byli skłonni rzucić swoje obecne zajęcia, aby bezpiecznie doprowadzić mnie pod adres, który szukam, wyjmowali swoje gadżeciarskie telefony, siląc się na jak najlepszą pomoc. Bardzo często wdawali się w przyjacielską pogawędkę, mimo zerowej znajomości języka angielskiego.






       Wielu Azjatów wydaje się być zbyt dziecinna, uwielbiają oglądać kreskówki, w swoich różowych torebkach noszą kosmetyki z motywem Hello Kitty, natomiast wszystko co w kokardki, kwiatki i serduszka to totalne must have nawet dla dorosłych kobiet. Powiem Wam, że urzeka mnie to. Urzeka mnie ich dziecięce spojrzenie na świat. Beztroska o tym, czy mając 25 lat powinny zachowywać się dojrzalej, czy nadal mogą pozwolić sobie na kokardę myszki Miki na głowie. Dziecięca wolność!

 
       Tolerancja

       Biała, wysoka, a do tego niemówiąca w ich języku – to ja ja w oczach Azjatów. Cudzoziemka na ich terenie. Mimo to spotykam się z ogromnym szacunkiem, tolerancją i akceptacją. Nikt nie zabija mnie spojrzeniem za to, że czasem nie znam podstawowych zwrotów po chińsku, koreańsku, indonezyjsku itd. Nie robią wymówek, gdy popełniam faux pau przy stole, nie znając panujących tradycji i zwyczajów.








       Klimat

       Bezustanne upały, brak wytchnienia od gorąca nawet nocą, a jedyne co ratuje to klimatyzacja. Krople potu, zwiększone pragnienie i fala gorąca, uderzająca od asfaltu... Nie, nie przeszkadza mi to. Kocham lato, słońce i gorąco! Świetnie znoszę temperatury powyżej 30 stopni Celsjusza, a lejący się z nieba skwar stwarza klimat tropikalnej przygody.

       Przeważnie podczas życia w Azji  moja garderoba składa się tylko i wyłącznie z sukienek i szortów. Co za ulga! Jedynym minusem jest fakt, że Azjaci nie lubią opalonej skóry. Wszędzie smarują się kremem przeciwsłonecznym, a ich ochroną na nawet najmniejszy promyk słońca są parasolki.






       Ceny

       Pomijając Singapur, Koreę i Japonię, Azja jest tania! Jedzenie, podróże, taksówki, różnego rodzaju atrakcje są dostępne dla większości portfeli. Dalej chyba nie muszę wyjaśniać, że poprzez to możliwości zwiedzania i odkrywania znacznie wzrastają.



      Kuchnia

       O tym, co lądowało na moim talerzu przez ostatnie lata opowiadałam Wam tutaj. Wiele potraw do dzisiaj omijam szerokim łukiem, jednak kilka smaków stało się moim uzależnieniem.  Na moją krzywdę większość z nich smakuje zupełnie inaczej poza Azją, co tylko spotęguje moją tęsknotę po opuszczeniu tego kontynentu. 




       Street food

       Podążając tropem kuchni to oczarował mnie zupełnie azjatycki street food. Budki, stragany czy małe busy, w których ludzie zwyczajnie gotują na ulicy. Lokalne jedzenie i tradycyjne przekąski kuszą swoim smakiem i zapachem. Idealny sposób na zapoznanie się z kuchnią danego kraju. Większość z nich jest zupełnie bezpieczna, higieniczna i legalna, więc nie ma się czym obawiać!

       Jednym z moim ulubionych przystanków były stoły uginające się od świeżych owoców. Jedno małe zamówienie, a kilka sekund później dało się słyszeć odgłos pracującej sokowirówki. Zanim się nie obejrzałam w mojej ręce trzymałam już świeży sok z kawałkami lodu, tak na upalne dni.


       Owoce

       Wybaczcie, jeśli zbyt długo opowiadam o jedzeniu. Nic nie poradzę na to, że kocham jeść, a kuchnia Dalekiego  Wschodu tylko mi w tym sprzyja. Owoce! Istny raj w Azji! To własnie tutaj poznałam prawdziwe smaki owoców, inna konsystencja bananów, słodycz mango, zdezorientowanie po durianie, czy rozkosz podczas jedzenia liczi, ananasa, dragona lub picia wody prosto z kokosa... Wymieniać można w nieskończoność.




       Kreatywność i intrygujące tradycje

       Mam wrażenie, że na każdym kroku ciągle odkrywam coś nowego.  Świątynie, które wyrastają nagle między ścianami nowoczesnych wieżowców, bogata tradycja, którą poznaję z szeroko otwartą buzią. Azja nigdy nie wydawała mi się nudna! Zaskakujące fakty o życiu codziennym mieszkańców, sprawiają, że mimo monotonnych dni w stolicach państw czuję, że przeżywam jedną z największych przygód życia.



      
           Zdaję sobie sprawę, że świat jest ogromny, a najmniejsze zakątki na kuli ziemskiej tylko czekają do odkrycia. Wiem, że tropikalne wyspy kuszą perfekcją, europejskie stolice miasta zapraszają swoją architekturą, a wielkie aglomeracje Nowego Jorku nie mogą doczekać się na kolejne zdjęcia wykonane przez turystów. Następne miesiące i lata będę pochłaniała zachodnią część świata i już czuję dreszczyk emocji, lecz zawsze będę wracała z wielkim sentymentem do Azji. Miejsca, gdzie stawiałam pierwsze kroki jako modelka, kształtowałam swój charakter i odkrywałam zupełnie inną kulturę, ucząc się najlepszego.

        Dziękuję kochana Azjo, za podarowanie mi tak drogocennych prezentów!



Koniecznie powiedz mi co Ciebie intryguje w Azji!
A może jest inne miejsce na świecie, które zauroczyło Cię swoją wyjątkowością?

Podziel się tym w komentarzach!



22.03.2017

Cadaques- tajemniczy skarb Hiszpanii



       Wreszcie zawitało słońce! Wdziera się bezczelnie do mojego pokoju zanim jeszcze otworzę oczy. Zmusza mnie do wydostania się z czeluści łóżka i stosu poduszek, razi w oczy niemiłosiernie, a sypialnia na starym  poddaszu gotuje się, błagając o otwarcie okna. Rozsuwam wielkie drzwi, prowadzące na taras i mam ochotę krzyknąć „Dzień Dobry Seul!” Promienie słońca ogrzewają twarz, włosy falujące przez wiatr łaskoczą moje ramiona, a ja w tym momencie znajduję się tysiące kilometrów od stolicy Korei Południowej. Pragnę więcej słońca!

      Pierwsze nieśmiałe kroki wiosny zainspirowały mnie do rozpoczęcia poszukiwań idealnego miejsca na wakacje. Tegoroczna zima trwa zdecydowanie  za długo, czuję to w bolących od ciężkich kurtek ramionach, tęsknotą nóg za słońcem i lekkością stóp, biegających po piasku. Marzę realistycznie, stąd też zmarznięte  na klawiaturze palce od kilku dni natykają się na strony pełne rezerwacji hoteli, rankingi miejsc i ceny lotów. Szykuję się na wakacje!

       Jednak zanim uda mi się zamknąć wszystkie kontrakty, zaplanować wolne dni i znaleźć idealne miejsce w przyzwoitej cenie, minie trochę czasu. Staram się nie zapominać, że mamy dopiero marzec, a odrobiną tropikalnych dni przyjdzie mi cieszyć się dopiero w sierpniu. Z tego właśnie powodu otwieram magiczną szufladkę z napisem Cadaques i przywołuję zapach lata.





Cadaques- tajemniczy skarb Hiszpanii



       Malownicze miasteczko na wybrzeżu Costa Brava (oddalone  o 170 km od Barcelony), najbardziej wysunięta na wschód aglomeracja Hiszpanii. Raj dla tych, którzy pragną odpocząć i uciec od tłumów turystów, kolejek oraz gwaru. Idealne miejsce na wytchnienie od cywilizacji i kontakt z naturą, bowiem Cadaques w magiczny sposób zatrzymało w sobie nutkę naturalności. Wąskie kręte uliczki, białe domki z czerwonymi dachówkami oraz pnące się dookoła kwiaty przemawiają do romantycznych zakamarków duszy. Odgłos rozbijających się o skały fal, krzyczące mewy i obserwacja życia codziennego mieszkańców zapowiada niezapomnianą przygodę!

       Droga do Cadaques prowadzi przez górzyste serpentyny, auto rzucane jest w wir szalenie ostrych zakrętów, otaczających gór, winnic i gajów oliwnych. Słońce przebija się przez bujne wachlarze drzew, a spragnione widoku oczy nie mogą doczekać się celu podróży.




       Na miejsce dotarliśmy późnym popołudniem, co jednak kompletnie nie miało znaczenia, ponieważ w miasteczku takim jak Cadaques czas nie gra roli. Życie toczy się spokojnym rytmem, dopasowanym do pogody i uczuć mieszkańców. Gdy słońce sięga zenitu, a temperatura robi się zbyt wysoka, wszyscy udają się na hiszpańską siestę, czyli popołudniową drzemkę. Miasto zastyga w bezruchu i ciszy, przerywanej szumem fal i śpiewem ptaków. W takich chwilach mam wrażenie, że jestem w stanie usłyszeć gorące promienie słońca, żwir na suchej drodze, czy bryzę muskającą moją twarz. To chyba jedyny powód, dla którego bardzo często rezygnuję z odbywania siesty.





       Wyjazd do Cadaques był spontaniczny i nie mieliśmy czasu na rezerwację hotelu, stąd też poszukiwania na miejscu były dość utrudnione. Jakkolwiek udało nam się znaleźć przytulny hostel w przyzwoitej cenie i świetnej lokalizacji. Po szybkim odświeżeniu razem z moim chłopakiem udaliśmy się na wieczorny spacer i kolację. Podziwialiśmy specyficzne domki osadzone na wzgórzach, w oczach odbijały się tańczące światła, dobiegające z restauracji, a podniebienia raczyliśmy hiszpańską kuchnią i winem. Po wybornej kolacji podążaliśmy drogą wzdłuż wybrzeża, aby dotrzeć do zacumowanych rybackich łodzi. Słuchałam uderzeń wody o burtę małych statków, niektóre z morskich kropel osiadały na twarzy i ramionach, wywołując delikatny dreszcz na moim ciele, światło Księżyca odbijało się w tańczącej wodzie. Z oddali dobiegały mnie stłumione gwary z pubów, lecz siedząc wygodnie na skale, w towarzystwie natury i ukochanego, reszta świata przestała się liczyć. Z uśmiechem na twarzy oczekiwałam kolejnego wschodu słońca.




       Nowy dzień przywitałam szybkim śniadaniem i intensywnym planowaniem. Cadaques jest piękny nocą, jednak swoją magią lśni razem z promieniami słońca. Kolejne godziny uciekały na podziwianiu malowniczych domków i krętych brukowych uliczek, między którymi z trudem mógł przecisnąć się samochód. Ludzie z błogim uśmiechem na twarzy zatrzymywali się na kawę, lody lub zwyczajnie wpatrywali się w imponujący krajobraz. Słońce odbijało się w niebieskiej tafli wody, mokre skały lśniły niczym srebro, a gorący piasek i kamienie parzyły w stopy.





       Co warto zwiedzić w Cadaques?



       Niewątpliwie nie można przegapić deptaku dla pieszych prowadzącego wzdłuż wybrzeża. Podczas gdy po jednej stronie napawamy wzrok morzem i kutrami rybackimi, po drugiej stronie znajdują się urocze knajpki i niewielkie sklepy z pamiątkami. Wszystko tak atrakcyjne, że grzechem byłoby po prostu nie poczuć tak sielskiego klimatu!

       Należy również zwrócić uwagę na łodzie rybackie, bowiem Cadaques słynie z rybołówstwa. Bajeczne kutry, oryginalne sieci i mężczyźni w tradycyjnych kapeluszach wypływających za horyzont.  W pobliżu znajduje się również Port Lligat, gdzie oprócz skarbów wędkarzy zacumowane są jachty zamożnych ludzi. Niewybaczalne jest pominięcie spróbowania świeżych owoców morza tuż nad brzegiem kamienistych plaż miasteczka!





       Dla miłośników malarstwa polecam zajrzeć do Muzeum Salvador Dali, gdzie można podziwiać odzwierciedlenie malowniczego miasteczka w dziełach wybitnego malarza. 

        Totalne must to do w Cadaques to zgubić się! Zostawić w tyle zmartwienia i troski, zapomnieć o pędzącym świecie, nieustającej presji i obowiązkach. Zarzucić mały, turystyczny plecak na ramiona i iść przed siebie wzdłuż wybrzeża. Zatrzymywać się co chwila, oglądając kolorowe bransoletki i dzieła malarzy oprawione w złote ramy, wsłuchiwać się w krzyk mew i odkrywać kręte uliczki, prowadzące ku romantycznym uniesieniom.   




    
       Cadaques nie podaruje Ci pełnych plaż, wypasionych atrakcji turystycznych, czy typowego hiszpańskiego klimatu wakacji, które oferują biura podróżnicze. To wyjątkowe miasteczko przeniesie Cię w czasie, odizoluje od hałasu i tłumów, zapewni Ci niezapomniane widoki, o których będziesz wspominał kolejne lata.




       Zupełnie tak jak ja, siedząc obecnie w Korei Południowej, zamykam oczy i wracam do słonecznego Cadaques. Gdzie czas płynie wolniej, białe domki z niebieskimi okiennicami odbijają się w błękicie wody, a skały skrzą w promieniach słońca. Wracam do malowniczego miasteczka, gdzie słynny malarz Salvador Dali znalazł swoją muzę, a ja odnalazłam spokój wewnętrzny.

       Jeśli jesteś zainteresowana odkryciem hiszpańskiego skarbu, śmiało skontaktuj się ze mną (poprzez Fanpage Paulina G Lifestyle), z przyjemnością pomogę Ci w organizacji podróży!


Ściskam!    


18.03.2017

Kuchnia azjatycka




       Podniebienia szaleją, zmysły kompletnie tracą panowanie, a smaki zabijają się w kolejce o miano najlepszych. Szerokie menu w restauracjach i tłumy ludzi na ulicznych jarmarkach, każdy zajada się przysmakami, fotografuje i zdaje relacje innym. Nie ma osoby, która nie próbowała chociaż jednego dania, a restauracje coraz częściej otwierane są w Europie. Mowa o aferze jaką zgotował Daleki Wschód. Nie od dziś wiadomo, że kuchnia azjatycka cieszy się wielką popularnością ze względu na zdrowie, apetyczny wygląd, smak, a także dość atrakcyjne ceny.

      Do napisania tego postu zainspirowała mnie jedna z Czytelniczek Panna Marple, a że od kilku lat jestem mieszkanką Azji pozwoliłam sobie rozgościć się w tym temacie. Jakkolwiek już na samym początku zaznaczam, że podczas mojego życia w Azji przeważnie gotuję sama w domu lub staram się o wyszukiwanie potraw zbliżonych do europejskich. Na moim talerzu goszczą nudne sałatki, monotonne warzywa, kurczaczki i ryż, oczywiście dużo ryżu. Witamy w Azji! Czy rzeczywiście...?





       Kuchnia azjatycka jest zbyt obszerna, aby można było zamknąć ją w jednej szufladzie, dlatego też opowiem o własnych doświadczeniach zdobytych w 5 azjatyckich krajach, w których do tej pory pomieszkiwałam.

Co łączy azjatycką kuchnię?

  
       Niewątpliwie japońskie sushi, które dotarło do każdego kraju, różnego rodzaju makarony oraz sos sojowy stosowany praktycznie do wszystkiego. Wspólnym łącznikiem są sajgonki, owoce morza oraz słodki chleb tostowy, działający jako zamiennik ciemnego pieczywa. Skarbem są świeże soki i owoce tropikalne, które w swoim klimacie są znacznie bogatsze w smak. Obowiązkowo muszę wspomnieć o ryżu, który króluje na stole każdego Azjaty. Co ciekawsze nie jest on gotowany tutaj w saszetkach!

       Sprawdźmy co kraje proponują w swoim specjalnym menu...


       Tajwan


       Nazywam tą wyspę drugim domem, ale równie dobrze Tajwan mógłby dostać miano Wyspy miliona smaków.  Odwiedziłam ten kraj 5 razy, łącznie mieszkałam tam prawie 9 miesięcy, a tajwańska kuchnia nigdy nie rozczarowała mnie i nie zanudziła. Co więcej! Zaskakuje mnie bezustannie!

       Jednym z najbardziej popularnych bohaterów są gotowane lub smażone pierożki, nadziewane warzywami, mięsem, a nawet krewetkami. Pyszne, lekkie i tanie! Oczywiście z sosem sojowym. Tuż za pierogami stoją w kolejce noodles. Akurat w tym przypadku przyznam szczerze, że nie wiem czym zdobyły  sobie tak wielką popularność, gdyż osobiście nie widzę nic specjalnego w zupie z makaronem, wołowiną, szczypiorem itp. Jakkolwiek z własnego doświadczenia wiem, że jeśli Tajwańczyk gotuje z miłością to i zwyczajne noodles mogą okazać się niezwykłym rajem dla podniebienia. Chwała im za minimalne odstąpienie od ryżu, chociaż menu zbliża się w kierunku lunch box, czyli tradycyjnym pudełkiem z obiadem na wynos. Zazwyczaj jest to kulka ryżu z kurczakiem, jajkiem i warzywami. Czasem można znaleźć również kiełbaskę czy popularne tofu

Tajwańskie pierogi. Jedne z najlepszych,jakie jadłam.



Tradycyjne noodles


Klasyczny lunch box z kurczakiem, warzywami i ryżem


       Życie w stolicy Tajwanu zaczyna się nocą, gdy temperatura spada do ok. 30 stopni. Mieszkańcy z wielką ulgą udają się do pubów, aby napić się herbaty z lodem lub bubble tea, czyli różnorodnych kombinacji herbat i owoców z kulkami tapioki. Natomiast puste brzuchy wołają Night Market, bowiem jest to królestwo dla miłośników jedzenia. Owoce morza obtaczane w cieście, grillowane mięso, warzywa i świeże ryby, smażone filety z kurczaka z orientalnymi przyprawami... Nie sposób wymienić wszystkiego!

Grillowane tofu

Uliczny market, gdzie można kupić grillowane mięso i typowe lokalne jedzenie


      Dla łasuchów słodyczy znajdzie się oddzielna alejka z wypiekanymi ciasteczkami. Kształtne rybki, motory, czy gwiazdki, nadziewanymi budyniem, słodką czerwoną fasolą lub masą ananasową. Słynne baozi, które przypominają mi polskie parowańce oraz naleśniki z lodami lub w wersji słonej z bazylią i szynką. W zdrowej wersji cukru Tajwan to istny raj owocowy. Tanie, świeże i szeroka gama wyboru.

Świeże soki z owoców

Tajwańskie bubble tea. Po lewej stronie herbata z mlekiem, a po prawej passion fruit. Obie z kulkami tapioki



       Tajwańczycy przejęli również trend i powstało wiele restauracji Shabu Shabu- typowe miejsca, gdzie klienci gotują swoje dania, mięso, warzywa i co tylko dusza zapragnie.

       Na zakończenie tajwańskiej kuchni zaskakujące brązowe jajko. Nie, nie jest ono popsute. Otacza je sos sojowy z leczniczymi ziołami. Mimo okropnego wyglądu smakuje naprawdę świetnie.

       Po działających śliniankach i burczącym brzuchu, mimo zjedzonej niedawno kolacji, zdaję sobie sprawę, że czas najwyższy przejść do kuchni kolejnego kraju. Bowiem o Tajwanie mogłabym opowiadać godzinami, marzyć, wspominać i prawdopodobnie planować kolejną podróż.

       Zabieram Was dalej!


      Malezja


       Kraj wiecznego słońca, stąd też od setek lat wielkie uznanie zdobywa czarna mrożona herbata z limonką i cukrem. Orzeźwia, pobudza i gasi pragnienie podczas bezustannych upałów.

       Na mojej prywatnej liście najlepszych potraw z Kuala Lumpur znajduje się smażony kurczak w sosie kawowo- sezamowym. Typowym malezyjskim daniem jest smażony lub gotowany ryż z odrobiną warzyw i kurczakiem. W całym daniu główną rolę odgrywa mięso w różnych wariacjach smakowych.  Jedyny kraj, w którym próbowałam tak wielu kombinacji! Mimo, że głównie rządzi tu nielubiane przeze mnie curry z łatwością mogłam znaleźć odpowiadające mi przyprawy. Kalmary w delikatnym ziołowym cieście lub nasi lemak- ryż gotowany w śmietanie kokosowej, przyprawiany trawą cytrynową i imbirem.

Nasi lemak podane na liściu bananowca z mrożoną herbatą


       Moje przygody kulinarne w Malezji kojarzą się z banana leaf. Nie jest to danie, a jedynie sposób serwowania. Uśmiecham się ma myśl o wachlującym przede mną liściu bananowca oraz zapachu ciepłego posiłku podanego właśnie na tym liściu. Niewątpliwie dodawał on letniego klimatu i momentalnie przenosił mnie na plaże nawet w najbardziej zatłoczonych restauracjach stolicy. 

       Do podjadania w tym kraju kuszą papadam (nasze prażynki) maczane w różnych sosach. Bardzo często podawane są one przed przygotowaniem posiłku jako przystawka. Czymś podobnym jest Roti Canai- bohater z rodziny naleśników, jednak lubi wirować na dłoniach kucharzy niczym pizza, podawany na słodko lub słono... również z sosami. Jak widać Malezyjczycy uwielbiają grę z sosami.




       Na ostatniej pozycji znajduje się durian jeden z największych i najbardziej śmierdzących owoców świata. Ciekawość i chęć adrenaliny skusiła mnie do spróbowania tego wynalazku i powiem Wam, że było warto! Nie, nie ze względu na smak, bo po tym musiałam wypić hektolitry wody i zjeść czekoladę „na zagrychę”. Warto spróbować duriana, ponieważ jest to jeden z najbardziej popularnych owoców w Azji, nadziewa on wiele słodyczy, potraw oraz wywołuje głębokie poruszenie.

Owoc durian i ciasto nadziewane kremem z tego owocu



       Indonezja



       Mówiąc o Panu Durianie zbliżamy się do Indonezji, bo to kraj, z którego pochodzi dany śmierdziuch. Rośnie na wyspach i zdobywa sobie kolejne punkty zainteresowania.

      Kuchnia indonezyjska cieszy się dość sporą popularnością. Turyści zachwalają sobie wyśmienite nasi goreng ayam, czyli smażony ryż z dodatkiem mięsa i warzyw lub mie goreng- smażony makaron. Obie potrawy skąpane w słodkim sosie sojowym, zwanym ketjap manis. Podążając smażonym tropem przechodzimy do szaszłyków, bowiem Indonezja rości sobie prawa do urządzania grilla dosłownie wszędzie. Puby,plaże, a nawet ruchliwe ulice pełne są dymu i sate ayam- szaszłyków z kurczaka.

Mie goreng ayam - smażony makaron z kurczakiem
Nasi goreng ayam- smażony ryż z warzywami

sate- szaszłyki


      Do bardzo znanych sałatek należy gado gado- warzywa z fasolką szparagową na czele, jednak każdy kucharz koloruje danie na swój sposób. Składnik, który czyni potrawę wyjątkową to sos na bazie orzeszków ziemnych- dodawany do większości dań. Każdy, kto nie ma uczulenia na drogocenne orzechy, zapewne zakocha się w sosie Indonezji. 
 
       Na deser warto spróbować smażone banany z cukrem, które rozpływają się w ustach. Jakkolwiek ogromna dawka cukru robi swoją robotę.


Filipiny


       
       Nie jestem pewna czy zacząć od walorów kulinarnych tego kraju, czy zostawić je na koniec, ponieważ kuchnia prosto z Filipin jest dość uboga. Niedogotowane warzywa ze skórką, kurczak z kośćmi i ścięgnami oraz brak wyrazistego smaku. Dania przeważnie przypominają gulasz lub fasolki po bretońsku- całkowity miszmasz. Nigdy nie wiadomo co jest w środku, gdyż kraj ten słynie z jedzenia świń w całej okazałości (głowa, mózg, uszy) gotowane, smażone lub oczywiście grillowane.






       Menu dla odważnych balut- jajko z zarodkiem w środku. Nie jestem pewna czy którykolwiek z turystów odważył się próbować (ja nie należę do tego grona).

       Mieszkańcy głównie żywią się ryżem. Uwaga tutaj ciekawostka! Filipińczycy jedzą więcej ryżu, niż Chińczycy! Ich menu składa się głównie z białych ziarenek, podawanych na śniadanie, obiad i kolację.

       Mimo dość ubogiej kuchni Filipiny posiadają również wiele skarbów, a jest nim chociaż mango. Wieści głoszą, że owoc rosnący na wyspach jest jednym z najsłodszych mango świata i całkowicie zgadzam się z tym. Nigdzie nie jadłam tak słodkiego i soczystego mango jak w Manili! Co więcej na wyspie Boracay, należącej do Filipin piłam najpyszniejszy sok ze świeżego arbuza. Jak widać kraj ten lubuje się z owocami oraz ich słodyczą.




      Typową atrakcją na wyspach są mężczyźni wiosłujący w małych łódkach i sprzedający wodę kokosową. Wielki otwarty kokos, świeża woda i miąższ... to dopiero tropikalne klimaty!


Korea Południowa



       Tutaj będzie ostro,a to dlatego, że opowiem o kraju, w którym jestem obecnie- Korea Południowa, słynąca z pikantnej kuchni. Przyjrzyjmy się temu z bliska.

      Jednym z niejadalnych przeze mnie składników jest kimchi- sfermentowana kapusta pekińska z marchewką i chili. Dodaje się ją do większości potraw lub jako przystawkę w restauracjach. Królujące przyprawy w Korei to chili, czosnek, cebula, imbir, ocet, sezam i żeń-szeń. Dzięki temu Koreańczycy nie narzekają na przeziębienia i choroby. Zdrowa i pikantna kuchnia!

Kimchi



       Bibimbap- gorący ryż podawany z warzywami, mięsem, ostrym sosem i surowym jajkiem. Zaskakująco jedna z moich ulubionych koreańskich potraw (oczywiście zawsze proszę o brak pikantnego sosu). 

BiBimBap


       
      Kimbap- Koreańska wersja sushi tyle że bez ryby. Ryż z warzywami, awokado i krabami, owinięty w prasowane wodorosty.

Typowa zupa-gulasz



      Korea Południowa słynie z wielu zup. Połączenie warzyw, ostrych przypraw i wołowiny lub wieprzowiny to coś, co znajdzie się w każdej restauracji. Oprócz tego dania gulaszowe, zawierające sfermentowaną soje, makaron i jajka. Idealne na mroźną zimę. Natomiast wolne wieczory spędza się w pubach przy grillowanym kurczaku i piwie (ewentualnie soju- mocnym koreańskim alkoholu). Typowy barbecue evening z owocami morza, różnymi smakami kurczaka i dawką alkoholu.



Kurczak z pustym już kieliszkiem po soju...

       Odstępując odrobinę od palących język dań proponuję  parowańce z warzywami, grzybami lub słodką czerwoną fasolą. Dla ulubieńców pierogów są mandu w wersji smażonej lub gotowanej oczywiście podawane z azjatyckim sosem sojowym.






      Lista dobiega końca, chociaż jestem świadoma, że to tylko kilka wybranych przeze mnie pozycji. Azja kusi swoim orientalnym smakiem, oryginalnym połączeniem składników, interesującą propozycją podania, świeżymi owocami i tropikalnym klimatem. Nie sposób zawrzeć wszystkiego w jednym poście, dlatego też koniecznie dajcie mi znać o której kuchni lub może życiu w danym kraju chcielibyście dowiedzieć się więcej. Jestem gotowa, aby zabrać Was tam razem ze sobą! Czekam na Wasze komentarze! Do usłyszenia!