Kocham życie.
Kocham z całą jego różnorodną barwą. Kocham w pełni słońca i kocham z chmurami
pełnymi deszczu. Kocham te ciepłe noce pełne gwiazd oraz te przejmujące
chłodem. Kocham życie z całą zmiennością. Kocham przy wzlotach. Kocham przy
upadkach. Zdawałoby się, że akceptuję porządek rzeczy jakim jest szczęście i
cierpienie. Zdawałoby się, że rozumiem, że ludzi zupełnie bez powodu spotykają
nieszczęścia. Zdawałoby się, że rozumiem, że absolutnie nie jest to wina Boga.
Zdawałoby się, że mam świadomość, że takie dni przyjdą również i do mnie,
niczym cyklicznie powtarzający się porządek świata. Zdawałoby się...
Kochałam życie. Kochałam z całą jego
różnorodnością. Pewnego razu jednak powiedziałam: Nie mam
już więcej sił. Tępy ból obezwładniał moje ciało, łzy powoli rzeźbiły
widoczne ścieżki na policzkach, a serce bolało z bezradności. Nie wiedziałam co
się ze mną dzieje. Nagle niebo ubrało się w ciemne barwy, chmury przysłoniły
wszystko co dobre, a ciężkie krople deszczu spadały na mnie w postaci kolejnych
problemów. Nie miałam sił. Poddałam się. Kurtyna opadła.
Trwałam tak kilka miesięcy. Żyłam z dnia
na dzień. Oby bez bólu. Oby do nocy. Oby do kolejnego posiłku. Żyłam w dziwnym
zawieszeniu i pustce. W sercu nosiłam żal i nie rozumiałam zmian, jakie
zachodziły w moim świecie. Zabrakło mi wiary. Nie chciałam ufać Bogu,
buntowałam się przy każdej wzmiance na Jego temat. Wcale mi nie pomagał, a Jego
miłość daleka była od tej bezinteresownej. Cierpiałam. Mój świat rozpadał się
na kawałki, a Jego przy mnie nie było. Być może gdzieś istniał, ale nie było Go
dla mnie. Opuścił mnie. Oszukał.
Tego dnia razem z J. pochłanialiśmy
kolejne odcinki „Dom z papieru”, gdy nagle zadzwonił telefon J. Po jego wyrazie twarzy poznałam,
że to coś ważnego. Kiwał co chwila głową, wciągał głęboko powietrze i do płuc i
mówił. Mówił o cierpliwości, o Bogu i o zaufaniu. Pewnie w tym momencie
roztrząsał problemy nastolatków z ośrodka, gdzie pracuje jego tata. Często
dzwonią do siebie wzajemnie, wspierają się modlitwą, a mój przyszły teść staje
na głowie, żeby im pomóc. Traktuje te urwisy jak własne dzieci i to zawsze
roztapia moje serce.
Odpłynęłam. Nie słuchałam J. zupełnie. W
mojej głowie zaczęły przewijać się wszystkie momenty, w których doświadczyłam
realnej obecności Boga. Wspominałam każdy upadek i Jego pomocną wtedy dłoń.
Nagle zatęskniłam za moim życiem z Nim. Zatęskniłam za wewnętrznym spokojem,
który mnie otaczał. Zatęskniłam za rozmowami z Nim i światem, który z Bogiem
jest tak pełny. On był przy mnie zawsze! Każdy
upadek przemienił w drogocenną lekcję życia. Każdą ranę wyleczył, wlał we mnie
przebaczenie. Odmienił moje życie niewyobrażalnie. Zawsze był. Zawsze czuwał.
Zawsze w pełni gotowy wysłuchać mnie. On był. Jest cały czas!
Jak często ignorujemy Go? Jak bardzo
złościmy się na Niego, gdy coś nie idzie po naszej myśli? Jak bardzo odsuwamy
się od Niego, wmawiając sobie, że On nie istnieje? Przypominamy wtedy
zbuntowane dzieciaki, robiące na złość swoim rodzicom. Naburmuszeni,
niezadowoleni z życia, pełni roszczeń do świata i wewnętrznego bólu.
Ostatnie miesiące były dla mnie ogromną
lekcją życia. Podnoszę się silniejsza i bardziej świadoma.
ON JEST.
Mimo sztormów i
huraganów.
ON JEST.
Mimo mojego buntu.
ON JEST.
Czeka na mnie z
otwartymi ramionami.
... a kiedy już
rzucam się w Jego objęcia, mój świat to już nie ten sam świat. To miejsce pełne
miłości, spokoju i wybaczenia. To miejsce pełne tęczy i jednorożców, uśmiechu i
poczucia spełnienia. Tego nie da się opisać, to trzeba doświadczyć.
A jeśli Tobie brak drogowskazu, jeśli
obraziłaś się na Boga lub zwątpiłaś w Niego- to nieważne. ON JEST. Mimo Twojego
buntu, czeka na Ciebie z otwartymi ramionami. Zrób krok do przodu.
Tulę mocno,
Paulina G
Lifestyle
Pięknie napisane i cieszę się,że wiara wypełnia Twoje serce :D Ja byłam kiedyś bardziej wierząca. Od kilku lat mam kryzys i ciężko mi się pozbierać. Kościół katolicki niestety utrudnia mi powrót do wiary. Ale wierzę, że przyjdzie dzień gdy przebije ten mur co nas dzieli
OdpowiedzUsuńTo najsmutniejsze co mogę usłyszeć, że ludzie mają kryzys, a kościół katolicki utrudnia wszystko. Nie kościół katolicki, a Bóg chce zagościć w Twoim sercu. Szukaj Go wszędzie, w naturze, w samotnej modlitwie, w Piśmie Świętym lub napisz do mnie ;) Z chęcią porozmawiam z Tobą o odkrywaniu Boga.. i o wielu innych fascynujących tematach ;)
Usuń