Kiedy moje stopy po raz pierwszy dotknęły tajwańskiej ziemi, pomyślałam: "Co ja tutaj robię? Chcę wracać do domu!" Uderzająco gorące powietrze sprawiało, że czułam krople potu na całym ciele, kosmyki włosów na głowie skręcały się żałośnie od zbyt dużej wilgoci, a powietrze wdychane do moich płuc było niczym opary z sauny. "Co ja tutaj robię?!?" - powtarzałam prawie każdego dnia. Pamiętam przerażenie towarzyszące mi zaraz po lądowaniu. Tłumy niskich, skośnookich ludzi, tłoczne ulice, zgiełk, hałas, chińskie znaczki na budynkach, bilbordach i w sklepach. Azjaci, którzy nie wysilali się, aby mówić po angielsku. Moje pierwsze dni w Taipei były walką o przetrwanie, a przynajmniej tak to sobie wyobrażałam. Mieszkania z niskimi sufitami, małe okna i zbyt blisko osadzone budynki. Często miałam wrażenie, że moi azjatyccy sąsiedzi doskonale mogą obserwować mnie z kanapy ich salonu. Czułam się jak za duża porcelanowa lalka, włożona do zdecydowanie za małego domku. Wszyscy krzyczeli z szeroko otwartymi oczami: "You are soooo tall!" Nie zliczę ile razy zostałam poproszona o zrobienie sobie z nimi zdjęcia. Myślę, że to byli moi pierwsi fani haha ;D
Pierwsze znajomości, castingi, sesje zdjęciowe, paniczne momenty, gdy gubiłam się na skrzyżowaniach chińskich ulic, jedzenie i dziwne, nieznajome zapachy... To wszystko delikatnie szeptało mi "Daj się oczarować". Niewątpliwie z biegiem czasu Taipei stało się dla mnie nadzwyczaj magiczną wyspą.
Przede wszystkim to własnie tutaj moja droga złączyła się z kimś wyjątkowym. Poznałam mojego obecnego chłopaka, tworząc naszą historię na tle tajwańskich krajobrazów. Do tej pory jesteśmy nierozłączni. Coś, co utwierdza mnie w przekonaniu, że magia jest w życiu każdego z nas! Trzeba tylko pozwolić jej wejść.
Na zdjęciu wpatrzeni w siebie.... a za nami dumnie piętrzy się Taipei 101! Jeden z najwyższych budynków świata, liczący prawie 510 m wysokości. Nieodłączny element miasta, gdzie odbywa się wiele ważnych imprez okolicznościowych, punkt obserwacji dla turystów, miejsca domów mody tj Channel, Prada, Louis Vuitton, popularne pokazy fajerwerków noworocznych. Wieżowiec jest w moim sercu nieusuwalną częścią wspomnień i obecnego życia tutaj. Jego urok towarzyszy mi każdego dnia w drodze do pracy, leniwe niedziele, gdy spaceruję u jego stóp, racząc się podniosłą atmosferą i widokiem zapierającym dech w piersiach. Zdawałoby się, że widziałam już tą budowlę tysiące razy, jednak zawsze zaskakuje mnie na nowo. Eleganckie oświetlenie w ciągu nocy, duma, z jaką patrzy na ludzi i inne budyneczki, stojące obok. Często zatrzymuję się w pobliżu, aby wzdychać do niego w miłosnym uniesieniu. Jestem przekonana, że wieżowiec ma świadomość, że to właśnie on pełni honory tego miejsca... Chyba właśnie w taki sposób mogłabym ująć obecność Taipei 101. Nieodłączny.
Kolejną rzeczą, jaka urzeka mnie w Taipei to nocne życie. Wcale nie mam na myśli setek klubów, bębniącej muzyki i eskapad toczących się ludzi. To miejsce jest inne i właśnie za to je kocham. Uwielbiam wychodzić z domu późnym wieczorem. Temperatura powietrza spada o kilka stopni i wreszcie jest czym oddychać, wiatr delikatnie pieści moją skórę, wszystko dookoła wydaje się tak uspane. Znikają samochody, cichnie gwar skuterów, ludzie nagle zwalniają... Biorę wtedy rower i zwyczajnie jadę przed siebie. Obserwuję otaczający mnie ruch i wiem, że już niedługo przeniosę się w zupełnie inną krainę. Słyszę tylko szelest roślin, znajdujących się praktycznie wszędzie, śpiewające ptaki i odgłosy owadów, o których do tej pory nic nie wiem. W tak tropikalnym klimacie jest ich tysiące!
Nocne życie dla wielu Tajwańczyków oznacza spokojny spacer przy świetle księżyca lub wycieczki rowerowe. Można zobaczyć wtedy zakochane pary, grupy przyjaciół, starsze osoby, bawiąc się z ich pupilami. Wielu z nich również uprawia sport za co chylę im czoła! Nie wyobrażam sobie biegania lub innego rodzaju gimnastyki w środku nocy. Chyba właśnie to ci ludzie sprawiają, że czuję się tak bajkowo. Zupełnie inny wymiar rzeczywistości!
Bardzo popularne są tutaj tzw. night market. Która z nas nie chciałaby mieć możliwości do robienia zakupów nocą? Zero nerwowego biegania w obawie, że już niedługo sklep zostanie zamknięty. Ten dreszczyk emocji, kiedy mąż lub chłopak spokojnie może spać, a Ty masz całą noc na buszowanie po sklepach. Night market przeważnie jest ogromnym bazarkiem ulicznym, na którym można kupić praktycznie wszytko. Największą radość sprawia mi wyszukiwanie stylizacji, są one tak odmienne! Każdy sklepik ma odrębną atmosferę, styl i trend. Zdecydowanie lepiej bawię się podczas takich zakupów. Daję się wtedy ponieść mojej wyobraźni i własnej kreatywności. Zapominam o znanych markach, które dyktują co jest fashion, nie pamiętam również o markach takich jak Bershka lub Zara. Po prostu idę na night market i bawię się stylizacjami różnych trendów.
Street food to bardziej tradycyjna część night marketu. Uliczki pełne tajwańskich potraw, przekąsek lub świeżych soków. Można dostać tu dosłownie wszystko! Najbardziej popularne są little barbecue, czyli nasze polskie szaszłyki, wykonane na ulicznym wielkim grillu. Wizyta na takiej ulicy grozi automatycznym atakiem głodu, zwłaszcza po udanych zakupach!
Wspominając o jedzeniu, nie mogłabym zapomnieć o dumplings. To tradycyjne tajwańskie pierogi i jak dla mnie jedne z najlepszych potraw tutaj! Delikatne ciasto i oryginalne farsze sprawiają, że nie mogę się im oprzeć. Jest wiele propozycji podania pierogów. Są oczywiście smażone i gotowane, jednak to nadzienie pełni najważniejszą rolę... warzywne, mięsne, curry, koreańskie, a nawet z krewetkami. Palce lizać!
Nie da się również ominąć przecznic pełnych świeżych owoców, które należą do moich ulubionych. Kuszące kolorem, wyglądem i zapachem wypełniają tłoczne bazarki. Muszę również stwierdzić, że owoce tropikalne mają zdecydowanie inny smak, niż te które jem w Polsce. Mango jest zdecydowanie słodsze i barwniejsze, natomiast banany ciemniejsze, o bardziej mazistej konsystencji. Jakkolwiek owoce to produkty, które sprawiają uśmiech na mojej twarzy, więc w każdej postaci są dla mnie idealne.
Jednak nie mogłabym nazwać Taipei moim drugim domem, gdyby nie otaczający mnie ludzie. To właśnie oni sprawiają, że czuję ujmujące ciepło na myśl o tym miejscu. Ich życzliwość, otwartość i codzienny uśmiech na twarzach zachęca mnie do kolejnych powrotów na wyspę. Tajwańczycy roztaczają magiczną aurę wokół siebie, tak pomocni, życzliwi i naturalni. Po prostu. To miejsce pozwala mi również zwolnić, zapomnieć na chwilę, że nie jestem tylko zabieganą modelką pomiędzy castingami, a sesjami zdjęciowymi. Każdego dnia spaceruję po ulicach Taipei szepcząc "Jestem szczęściarą, że mogę tu być."
Super sie Ciebie czyta! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ! :)
UsuńŚwietny wpis... Zaczytałem się i spaliłem kuraka na patelni :p
OdpowiedzUsuńHaha oby więcej spalonych kuraków w tym przypadku! ��
Usuńuwielbiam twój sposób pisania:)
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie, jeśli się spodoba zostań na dłużej:)
blog!
Dziękuję :)
UsuńMam nadzieję, że zostaniesz na dłużej; )
Dzięki Paulina, jesteś niesamowita w tym co tworzysz! ;-) pzdr Artur
OdpowiedzUsuńDzięki za te motywujące słowa! :* :)
UsuńBardzo fajnie, lekko napisane :>
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńAleż się zaczytałam! Wspaniały wpis i choć nigdy nie pomyślałam o podróży do Tajwanu nagle narobiłaś mi ochoty na taką spontaniczną przygodę :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci sie podoba. :)
UsuńJuż niedługo pojawi się kolejny post o moich podróżach na Tajwanie.
Zapraszam! ;)
Z niecierpliwością w takim razie czekamy na kolejny taki post :) Ja również przeczytałam od początku do końca i chcę wiedzieć więcej :D
UsuńMiło mi to słyszeć ;)
UsuńZapraszam do obserwowania mojego bloga, żeby być na bieżąco.
Już niedługo kolejny post! ;)
O jejku, jak ja Ci zazdroszczę! Piękna kobieta z Ciebie! ;) Będę tutaj częściej wpadać!
OdpowiedzUsuń;*
Dziękuję ! ;*
UsuńZapraszam do obserwowania, żeby być na bieżąco!
Już niedługo kolejny post! :)
Narobiłaś mi ochoty żeby wybrać się do Tajwanu.
OdpowiedzUsuńPS Bardzo podoba mi się Twój styl pisania, przyjemnie się czyta i wciąga.
Pozdrawiam!
Gorąco polecam to miejsce! ;)
UsuńDziękuję za miłe słowa i w takim razie zapraszam częściej !
Masz bardzo lekkie pióro.
OdpowiedzUsuńTwoje życie jest niesamowicie kolorowe, a przecież najważniejsze jest, żeby przeżyć je jak najlepiej, barwnie i ciekawie ;)
Pozdrawiam
Dziękuję ;)
UsuńDokładnie, zawsze trzeba wyciskać z życia to, co najlepsze.
Pięknie i ciekawie TU...a Ty piękna i ciekawa...będę z przyjemnością wracać....szukam ciekawych kierunków - może też się zakocham ? :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam częściej! :)
UsuńGorąco polecam Taipei! <3
Też bym chciała, choć na chwilę, zachłysnąć się taką egzotyką. Uwielbiam czytać takie posty.
OdpowiedzUsuńŻyczę, aby kiedyś to marzenie się spełniło ;)
UsuńZapraszam do obserwacji, aby być na bieżąco! Już niedługo wyruszam na podbój Korei Południowej! ;)
:) Piękna jesteś :) A ja chętnie bym poczytała, w jakich okolicznościach poznałaś swego chłopaka i jakiej on jest narodowości ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję ! ;)
UsuńMój chłopak jest z Hiszpanii, a poznaliśmy się właśnie w Taipei, pracując w tej samej agencji.
O szczegółach być może napiszę wkrótce ;)
Pozdrawiam ! ;)