W piątkowy
wieczór nie paliło mi się wskakiwać w najlepszą kieckę, katować stopy w
szpilkach i ponownie po wielu godzinach pracy nakładać makijaż. Zjadłam kolację
w domu, założyłam wygodne jeansy, sportowe buty i wyszłam na spacer. Rześkie
powietrze przypominało, że wiosna dopiero co zajrzała i nadal przegrywa nocą ze
srogim wiatrem i zimową temperaturą. Mimo zarzuconej wiatrówki na ramionach czułam przeszywające zimno. Automatycznie przypomniałam sobie powtarzane przez
mamę zdanie „W kwietniu powietrze jest zdradliwe” i zapadła decyzja o wypiciu
gorącej kawy tuż za rogiem mojego mieszkania. Gdy weszłam do kawiarni wskazówka
na zegarze akurat przeskoczyła na godzinę dwudziestą trzecią. Zapytałam kelnera
o której zamykają i jakoś nie zdziwił mnie fakt, że miejsce czynne jest do
drugiej w nocy, a Koreańczyk wydaje się dziwnie zmieszany i zawstydzony. Nie
zaskoczyła mnie również jego łamana angielszczyzna ani to, że przechodzi obok
mnie kulturalnie kłaniając się. (Naturalne zachowanie Azjaty, gdy ma do czynienia
z „białym, wysokim, a do tego mówiącym w obcym języku”.)
Uważnie przestudiowałam menu, a
krzyczące pozycje pełne świeżych truskawek sprawiły, że zapomniałam o gorącej
latte. Ciasto z truskawkami, drożdżówka z nadzieniem truskawkowym, sok wyciskany
z truskawek i truskawkowe dekoracje. No tak, w Korei Południowej sezon na
truskawki właśnie kwitnie. Zamówiłam świeży sok z awokado i truskawek. Wzięłam
moją bombę witaminową i wygodnie rozsiadłam się na fotelu tuż przy oknie.
Zaczęło się przedstawienie...
Ulice pełne ludzi, słychać głośne
rozmowy i śmiechy. Istna rewia mody nie tylko wśród dziewczyn. Na podjazd
wjeżdża lśniące Porsche. Kierowca może ok. 24 lat. Jego dziewczyna ubrana w
elegancki garnitur, koślawi nogi na szpilkach od Louis Vuitton. Oboje ślepo zapatrzeni
w świecące ekrany telefonów. Mimo to trzymają się za ręce i dumnie kroczą
chodnikiem. Chyba tylko tak mogłam rozpoznać, że są parą, bił od nich dziwnie
biznesowy chłód. Tuż obok pijana dziewczyna niezdarnie opiera się o balustradę tarasu
i najwidoczniej przygotowuje się na wymioty. Jej przyjaciółka troskliwie
klepie ją po ramieniu, zapewne starając się dodać jej otuchy. Wyraźnie widać,
że bohaterka wieczoru jest zdenerwowana. Wydaje z siebie niezrozumiały bełkot i
rzuca najnowszego Iphon’a na ulicę. Przechodzący obok mężczyzna kopie go jak
zwyczajny kamień, nawet nie zauważając. Jego myśli wydają się skłębione tak
samo, jak dym papierosowy, wydobywający się z jego ust.
Z prawej strony dwóch mężczyzn w
garniturkach stara się wepchnąć do taksówki zalaną w trupa panią bizneswoman.
Szpileczki, siwa garsonka i idealnie ścięte włosy do ramion, rozmazany makijaż
i te dziwnie zagubione spojrzenie. Do taksówki wsiąść nie chce. Buntuje się,
krzyczy i śmieje na zmianę. Złapana pod ramię poszła slalomem na dalszy ciąg
imprezy. Zagubione spojrzenie nie daje mi spokoju... staram sobie wyobrazić jej
życie, jej szczęście, miłość, rodzinę. Bezsilność w jej oczach... Przypominam
sobie o przyjaciółce, która opowiadała mi o totalnym braku pewności siebie
Koreańczyków i presji bycia idealnym.
Czy ona też własnie tak się czuje ?
Z zamyślań wyrywają mnie głośne rozmowy
siedzących obok mnie dziewczyn. Jak na rodowitą Koreankę przystało idealnie
malują usta czerwoną szminką. Wszystkie mają zawsze szminkę na ustach. Zawsze!
Dzwoni do niej telefon i nagle z normalnego głosu dwudziestolatki zmienia się w
przesłodką pięciolatkę. Od razu wiem, że rozmawia z jakimś mężczyzną, bowiem w
Korei masz być słodka. Słodka jedząc, słodka malując się, słodka ubierając się,
słodka słuchając poleceń rodziców a następnie męża. Za słodko mi... Zarzucam kurtkę i wychodzę na ulicę. Mijam
bary pełne ludzi, słyszę głośną muzykę i dźwięk tłuczonego szkła. W wyobraźni
już widzę lejące się strumieniami soju – ulubiony alkohol w Korei. Po
weekendzie oni wszyscy znów założą swoje idealnie wyprasowane koszule i
garnitury , poprawią rozmazany teraz makijaż i rozpoczną nowy ciężki tydzień. -
A niech się odstresują! – myślę sobie.
No tak, w tygodniu idealnie wyprasowane koszule i wir obowiązków związanych z pracą, a potem odreagowanie stresu w weekend. Presja bycia idealnym, perfekcyjnym musi męczyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
a myślisz, że Koreańczycy tak bardzo różnią się od Polaków, pracowników korpo (i nie tylko) goniących za sukcesem? W tygodniu zapracowani, eleganccy, a w weekend całkowite odcięcie. Myślę, że ludzie na cąłym świecie tak robią. Może u Koreańczyków trochę bardziej to widać.
UsuńPozdrawiam!
Piękny post kochana, świetnie to wszystko ubrałaś w słowa :) szkoda, że u nas jeszcze nie ma sezonu na truskawki ;D Tam musi dopiero czas lecieć ;p
OdpowiedzUsuńDziękuję! ;* Oh! Truskawki wszędzie! Pyszności! Ale jakoś tak mi nie pasują truskawki wiosną ;D
UsuńMam nadzieję, że kiedyś wydasz książkę. Naprawdę uwielbiam do Ciebie zaglądać i poznawać kulturę, z którą wcześniej nie miałam nic do czynienia :)
OdpowiedzUsuńEhh ale mi zrobiłaś ochotę na truskawki :D
Bardzo dziękuję za tak motywujące słowa! Książkę mam w swoich planach i kto wie... ;)
UsuńTruskawki w Korei przepyszne, ale wiosną smakują trochę inaczej.
Przeraża mnie ta presja bycia idealnym, do Chin to już też powoli idzie... Iphone, LV i dobry samochód to podstawa, wiadomo! PTeż uwielbiam sobie przysiąść w spokojnym miejscu i poobserwować ludzi wokół, to wspaniały sposób na uzyskanie wielu ciekawych informacji :). Sok z awokado i truskawek brzmi pysznie! Muszę przyznać, że tęsknimy już trochę za Azją, zawsze coś się działo!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się!
W Korei to mnie przeraża! Ocenianie wartości człowieka na podstawie majątku, ubioru, modelu telefonu i auta itd. Powoli rozpowszechnia się na całym świecie niestety :(
UsuńOh tak! W Azji nie ma mowy o nudzie! Wystarczy zatrzymać się na kawę, poobserwować ludzi i przedstawienie gotowe ! ;)
Macie w planach wrócić do Azji?
Nie ma ludzi perfekcyjnych, a im bardziej tej perfekcji chcemy, stajemy się karykaturą samego siebie - takie mam skojarzenia z Koreańczykami z Twojego postu. Ocenianie przez pryzmat majątku i w Polsce jest popularne, może tylko mniej rzuca się w oczy, bo ludzie robią to bardziej skrycie
OdpowiedzUsuńCzasami spoglądam na ludzi i zastanawiam się dokąd sie tak spieszą...przecież chwile są takie ulotne, a my pędząc na oślep czesto nie dostrzegamy tych najmniejszych momentów, które nam umykają... :D
OdpowiedzUsuńMnie zawsze dziwi jak szybko sezony mijają w Korei, dopiero co oglądałam na vlogach joan kim, że padał śnieg, a parę dni później już sezon na truskawki. Mam wrażenie, że teraz wszędzie jest presja i wyścig szczurów - bez względu gdzie się znajdujemy tak długo jak jest to wielkie miasto czy kraj przesycony ekonomią i technologią.
OdpowiedzUsuńJako przekora sezon na truskawki w Korei jest właśnie późną zimą/wczesną wiosną. Sama byłam bardzo zaskoczona ;D
UsuńTo prawda, tam gdzie wiele możliwości rozwoju, kariera itd,. tam nieokiełznany maraton i wyścig szczurów.
Dobrze wiedzieć :D To ciekawe co jedzą latem - byle nie durian, który jest tak popularny w Chinach.
UsuńFajny tekst. Ciekawe obserwacje. Czuję się, jakbym tam była i widziała na własne oczy. A to zawsze w pisaniu najtrudniejsze, nie tylko opowiedzieć, ale i zabrać czytelnika ze sobą. Brawo!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za słowa uznania! Kolejna motywacja dla mnie! ;)
Usuńświetny masz styl pisania :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńAh Ci Koreańczycy, ciągle mnie zadziwiają :D w sumie na zachodzie życie nocne wygląda podobnie... nigdy nie zrozumiem ludzi, krórzy piją aż do utraty świadomości i przysłowiowego "betonu". Ja zdecydowanie wolę spokojniejsze wieczory tak jak Ty ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie na trzeźwo! ;)
UsuńLudzie, którzy żyją w tak wielkich aglomeracjach, pracują od świtu do nocy i żyją pod ciągłą presją jakoś muszą odreagować cały stres. Niestety uciekają się do alkoholu.. ;o
Nie tylko w Korei tak jest.. I to jest bardzo przykre..
OdpowiedzUsuńZ takim sposobem życia mamy do czynienia chyba wszędzie. W Korei jednak baardzo rzuca się to w oczy ;o Kontrast między udawaniem, posiadaniem, a kompletnym zagubieniem i rozpaczą.
UsuńRefleksyjny wpis na temat naszego życia. Widok nocnego Seulu raczej jest przykry. W pełni odzwierciedla Twoje końcowe pytanie retoryczne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Już po przeczytaniu kilku pierwszych zdań, uderzyło mnie jak piorunem, że jesteś niesamowicie świetnym obserwatorem! Dużo widzisz, a wielkim atutem jest to, że poświęcasz tą chwilę, by się zatrzymać w naszym zwariowanym i pędzącym donikąd świecie. Czapka z głowy, popieram pomysł wydania przez Ciebie książki :-)
OdpowiedzUsuńPisz Kochana, przenoś nas w inny świat! Ślę uściski wielkim brzuchem i życzenia dobrych świąt, gdziekolwiek je spędzisz :-)
Oh dziękuję kochana! Post, a pisanie książki to długa droga, ale nie mówię, że jest to niemożliwe. Kto wie.. ! ;) Dziękuję raz jeszcze za tak ciepłe słowa i motywację! ;*
UsuńWesołych świąt dla Ciebie, brzuszka i rodzinki! <3
Kurczę, ja chyba nie mogłabym tak żyć. Nie chciałabym. Cieszę się, że tu, gdzie jestem, mogę sama decydować o tym, jaka jestem, jak wyglądam i jaki jest mój sposób bycia.
OdpowiedzUsuńSama byłam kilka razy światkiem takich scen... Rzygające, słodkie panny, przykre to jest.
OdpowiedzUsuńŚwietnie to opisałaś, ale myślę, że nie tylko w Korei tak to wygląda. :)
OdpowiedzUsuńNiestety w każdym z miejsc można znaleźć taki smutny obrazek;o
UsuńUwielbiam Twoje wielobarwne pióro! :) Piszesz tak, że czuję się uczestniczką wspominanych wydarzeń. Na szczęście dla mnie siedzę patrzę przez to samo okno ;) Gratuluję Ci zdrowego podejścia do świata i akceptacji różnorodności. Mimo, że nie zawsze przychylnym okiem obserwuje się takie ekscesy, to wspaniale, że Twój opis pozbawiony jest elementów oceny tych osób. BRAWO! :)
OdpowiedzUsuńCałuję :*
Dziękuję ! ;* Nie mi oceniać życia innych, mogę obserwować, zrobić notatkę na bloga, zreflektować swoją postawę i wołać w niebiosa o ratunek dla świata ;)
UsuńJestem ciekawa czy znasz Hangul? potrafisz coś powiedzieć/napisać/przeczytać po koreańsku? ;)
OdpowiedzUsuńNie potrafię pisać ani czytać w tym języku, ale znam kilka podstawowych zwrotów jak "dziękuję, dzień dobry "
Usuń