14.01.2018

Deltebre- powiew lata



       Dopijam ostatni łyk kawy, zarzucam gruby szal na ramiona i wychodzę z domu. W mojej głowie kłębi się tysiące myśli o goniących projektach, wylocie do Portugalii i zimowych wyprzedażach, na które z barku czasu nie mogę iść. Może to i lepiej- myślę optymistycznie i otwieram drzwi klatki schodowej. Zimny i wilgotny wiatr uderza moje policzki tak, że kulę się i krzywię z niesmakiem, dziękując sobie w duchu, że zrezygnowałam dzisiaj z włożenia ulubionych jeansów z olbrzymimi dziurami na kolanach. Mieszkam w Hiszpanii, ale to wcale nie oznacza, że zapomniałam o uczuciu zimna, zlodowaciałych dłoniach i gęsiej skórce. Jestem chyba jedyną osobą, która nawet w Hiszpanii zawsze nosi czapkę i podwójne skarpety, a gruby sweter to warunek przetrwania dnia. Kiedy mam już dosyć zimna i oprócz hektolitrów wypitej herbaty potrzebuję czegoś na rozgrzanie zawsze wracam do wspomnień z minionego lata. Przeglądam zdjęcia, uśmiecham się na myśl o przeżytych przygodach i niemalże czuję promienie słońca, dotykające moją twarz. Pod stopami mam gorący piasek, w oddali słyszę szum fal, a moje ciało przykryte tylko kwiecistym bikini chłonie słońce, rumieniąc się. Tak swobodnie i beztrosko po namiastkę raju. Dzisiaj zapraszam Was na powiew lata i smak przygody!






Smak przygody


     To było w sierpniu, kiedy jeszcze niczego nieświadoma przyleciałam do Hiszpanii na wakacje. Razem z moim chłopakiem zadecydowaliśmy spędzić kilka dni w malutkim miasteczku położonym na wybrzeżu Costa Daurada w Katalonii. Malutkie plaże ulokowane między klifami, ogromne fale, rozbijające się o skały, krzyk mew, mięciutki piasek pod stopami i nieograniczona ilość wolnych godzin wypełnionych spacerami, pływaniem w morzu i pluskaniem się w basenie. Nie brakowało nam też wtedy wina, owoców morza i słodkich deserów. Istny raj i tym samym ogromna nuda dla takich podróżników jak ja i mój narzeczony. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że pakujemy się i odwiedzimy jedno z najbardziej spektakularnych miejsc w okolicy. Ostatniego dnia naszej rezerwacji w hotelu wpakowaliśmy się do auta razem z naszymi kolorowymi dmuchanymi kołami ratunkowymi i wyruszyliśmy w drogę!

       Podczas godzinnej jazdy kierowaliśmy się cały czas na zachód. Nasze oczy cieszył krajobraz górski, kuszące restauracje i baseny z rześką wodą idealną do schłodzenia w trakcie podróży. Zauważyłam, że im dłużej jedziemy, tym mniej zabudowań, ludzi i sklepów. Drogi znacznie zaczęły się zwężać, a po obu stronach zostaliśmy otoczeni polami ryżowymi, rozciągającymi się na kilometr. Nie miałam pojęcia dokąd jedziemy, miałam dziwne wrażenie, że zmierzamy w kierunku pustyni i jak okazało się później – nie myliłam się. Dotarliśmy do Deltebre, miejscowości położonej w pobliżu delty rzeki Ebro. Po zaparkowaniu auta spodziewałam się kolejnych godzin na plaży i spacerów w celu odkrycia nowej okolicy. Mój narzeczony jednak ogłosił, że bierzemy najpotrzebniejsze dla nas rzeczy takie jak woda, krem z filtrem, okulary słoneczne i wyruszamy w podróż! W pobliżu nie mogłam znaleźć żadnych sklepów, ani też zabytkowych budynków godnych zwiedzania. Jedna mała restauracja przy plaży i długo długo nic... zupełnie jak na pustyni! Po kilku minutach skojarzyłam, że jesteśmy na jednej z dłuższych plaż wybrzeża, która prowadzi do latarni morskiej, a ciągnące się kilometry obok to przestrzeń, należąca do rezerwatu przyrody. Nagle słońce zaczęło parzyć moją skórę mocniej, a podekscytowanie na myśl o nadchodzącej podróży dodało mi jeszcze więcej energii. Zdjęłam buty, założyłam okulary przeciwsłoneczne i pobiegłam na spotkanie przygody!







Smak lata


    Pamiętam parzący piasek pod stopami i mój głośny pisk, kiedy skakałam do góry, starając się uciec od gorącej ziemi. Pamiętam morską bryzę, plączącą moje włosy i szum fal jako jedyny odgłos, dobiegający moich uszu. Pamiętam to uczucie wolności, gdy zdałam sobie sprawę, że w tym miejscu nikt nie może mnie znaleźć. Byłam tam tylko ja,mój narzeczony i krzyczące mewy. Zapomniałam o mediach społecznościowych i istnieniu telefonów, nie potrzebowałam ubrań ani biżuterii. Ubrana w cienkie body łapałam promienie słońca, biegnąc wzdłuż plaży i czułam, że cały świat zaginął. Została tylko ta pustynia. Całe cztery kilometry ciągnącej się plaży, gdzie po prawej stronie fale moczyły moje stopy, a po lewej rozciągał się widok na wydmy usypane z piasku i pustynne rośliny. Raz na jakiś czas mogłam obserwować ptaki nieznanego mi gatunku, które przylatywały karmić swoje małe pociechy. Wydmy ogrodzone były ciernistymi kolcami tak, aby nikt nie mógł tam wchodzić i niszczyć przyrody. Z daleka obserwowałam ten magiczny widok. Miejsce, które nie było dostępne dla człowieka. Raj, który zwierzęta mogły mieć tylko i wyłącznie dla siebie. Cisza i spokój, jaką podarowały właśnie temu miejscu.

      Przez cztery kilometry  szliśmy żwawym tempem, zatrzymując się co jakiś czas przy dziwnych śladach, pozostawionych na piasku lub w celu zrobienia zdjęć. Gdy doszliśmy do latarni morskiej opadaliśmy z sił. Słońce parzyło coraz mocniej, mój brzuch burczał z głodu, a skóra nie bawiła się już tak dobrze w słonym piasku i powietrzu. Dziwne uczucie paniki, a tym samym ekscytacji ogarnęło moje ciało. Wiedziałam, że żadne auto nie przebije się przez wysoko usypane wydmy, pustkowie i rezerwat przyrody, na który jest zakaz wstępu. Niesamowita adrenalina szeroko otwierała moje oczy, ciało zapomniało o zmęczeniu, a nogi gotowe były do kolejnej podróży. Łącznie przeszliśmy tego dnia osiem kilometrów. Osiem kilometrów pełnych relaksującego spaceru po rozgrzanym piasku. Mnóstwo godzin wypełnionych spokojem i ciszą, przerywaną krzykiem mew i szumem fal. Nie widziałam żadnych budynków, ani restauracji. Zapomniałam o luksusowych hotelach, kuszących swoją ofertą oraz o przepełnionych budkach z pamiątkami za kilka euro. Była tylko ta mała cząstka wielkiego świata, tak odosobniona i pusta. Zupełnie zapomniana przez człowieka, a tym samym tak szczęśliwa z tego powodu. Miejsce, gdzie działalność człowieka nie zniszczyła natury i nie zabrała wolności żyjących tam zwierząt. Z podroży wróciłam wyciszona i oczarowana. Wycieńczona i spalona słońcem owszem, ale czymże to było w porównaniu do tak pięknego doświadczenia i krajobrazów?

 







      Dzisiaj, gdy na dworze zimno, a wiatr huczy za oknem. Siadam na kanapie z kubkiem gorącej herbaty i rozgrzewam się przy wspomnieniach tego dnia. Oglądam zdjęcia, uśmiechając się do nich szeroko i zastanawiam się jak wygląda to miejsce teraz. Mój prywatny sposób na rozgrzanie się w środku stycznia, kiedy zdaje się, że zima nie ma końca, a słodkie leniwe wakacje świąteczne właśnie dobiegły końca. 

       A jaki jest Twój sposób na najbardziej mroźne dni?     





17 komentarzy:

  1. Jak można kusić takimi widokami, gdy u mnie temperatura -1? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To letnie wspominki ;) U mnie dzisiaj temperatura 6 stopni ;D

      Usuń
  2. Ale tam pięknie! Takiej piaszczystej i szerokiej plaży jeszcze nie widziałam na żywo w Hiszpanii. Także jestem pozytywnie zaskoczona. Lubię takie spokojne miejsca, gdzie można spacerować godzinami.

    Mam taki sam sposób na mroźne dni, oglądam moje zdjęcia i wracam wspomnieniami do ciepłych dni lata :) Codziennie myślę o mojej Kalifornii <3 U mnie na blogu też trochę wakacyjnych wspomnień :D

    Buziaki!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miejsce jest wyjątkowe ;)
      Już niedługo i Ciebie odwiedzę na blogu !

      Usuń
  3. Zawsze chcialam znalezc sie na plazy, gdzie nie byloby absolutnie nikogo! Zazdroszcze Wam tych pieknych chwil. Zdjecia sa przepiekne ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowite doświadczenie <3 Mój narzeczony jest stałym bywalcem takich miejsc, stąd też zapoznał mnie z ukrytymi plażami, które puste są od turystów. Gdybyś któregoś dnia była w Hiszpanii służę pomocą ;) ;*

      Usuń
  4. Ja lubię mróz! Jeszcze jak świeci słoneczko to już jestem niemal w raju! Lubię jak szczypie mnie w nos, lubię to ostre rześkie i zdrowe zimowe powietrze. Nawet dziś.. mrozek -6, słoneczko świeci. Nic tylko zakładać ciepłe buty, czapkę i iść na spacer!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zdecydowanie należysz do odważnych ;D Ja lubię to wszystko, co opisałaś, ale w znacznie krótszym czasie, zima w Polsce ciągnie się naprawdę w nieskończoność ;D
      Zdrówka dużo na takich spacerach ! ;*

      Usuń
  5. Na chwilę przenosiłam się w to cudowne miejsce... i jeszcze te zdjęcia! Jestem totalnie zauroczona <3
    U nas w Niemczech nie jest aż tak zimno. Maksymalnie 3,4 stopnie na plusie, więc nie ma co narzekać. No i nie mam też zbyt dużo czasu, żeby myśleć o tym, że jest zima :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Hiszpanii też nie ma srogiej zimy, z pewnością nie taka jak w Polsce, ale tęskno już za letnim powiewem ;)

      Usuń
  6. Uwielbiam takie puste, szerokie i ciągnące się plaże! Takie miejsca zawsze są cudowne i wyciszające. :) Aż zachciało się lata!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, nie przepadam za plażami, gdzie aż roi się od turystów. W takich miejscach zwyczajnie nie mogę wypocząć ;D

      Usuń
  7. Takie zimno a Ty się wyginasz w stroju kąpielowym :P .. Ah tęsknie za słońcem... Ja w zimę to ciepły koc, dobra książka albo serial i jakoś to przezimuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracam wspomnieniami do tak ciepłych miejsc chociaż na chwilę żeby się ogrzać <3

      Usuń
  8. W mroźne dni uwielbiam usiąść z kubkiem kawy, książką, dobrą muzyką pod kocykiem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zazdroszczę ci tych podróży, masz pełno wspomnień, ja mało podróżuje, ale mam nadzieję, że w przyszłości się to zmieni ;p Uwielbiam wracać w zimie do wspomnień i zdjęć ciepłych dni :)

    OdpowiedzUsuń