Dopijam ostatni
łyk kawy, zarzucam gruby szal na ramiona i wychodzę z domu. W mojej głowie
kłębi się tysiące myśli o goniących projektach, wylocie do Portugalii i
zimowych wyprzedażach, na które z barku czasu nie mogę iść. Może to i lepiej-
myślę optymistycznie i otwieram drzwi klatki schodowej. Zimny i wilgotny wiatr
uderza moje policzki tak, że kulę się i krzywię z niesmakiem, dziękując sobie w
duchu, że zrezygnowałam dzisiaj z włożenia ulubionych jeansów z olbrzymimi
dziurami na kolanach. Mieszkam w Hiszpanii, ale to wcale nie oznacza, że
zapomniałam o uczuciu zimna, zlodowaciałych dłoniach i gęsiej skórce. Jestem
chyba jedyną osobą, która nawet w Hiszpanii zawsze nosi czapkę i podwójne
skarpety, a gruby sweter to warunek przetrwania dnia. Kiedy mam już dosyć zimna
i oprócz hektolitrów wypitej herbaty potrzebuję czegoś na rozgrzanie zawsze
wracam do wspomnień z minionego lata. Przeglądam zdjęcia, uśmiecham się na myśl
o przeżytych przygodach i niemalże czuję promienie słońca, dotykające moją
twarz. Pod stopami mam gorący piasek, w oddali słyszę szum fal, a moje ciało
przykryte tylko kwiecistym bikini chłonie słońce, rumieniąc się. Tak swobodnie i beztrosko po namiastkę
raju. Dzisiaj zapraszam Was na powiew lata i smak przygody!
Smak przygody
To było w sierpniu, kiedy jeszcze niczego
nieświadoma przyleciałam do Hiszpanii na wakacje. Razem z moim chłopakiem
zadecydowaliśmy spędzić kilka dni w malutkim miasteczku położonym na wybrzeżu
Costa Daurada w Katalonii. Malutkie plaże ulokowane między klifami, ogromne
fale, rozbijające się o skały, krzyk mew, mięciutki piasek pod stopami i
nieograniczona ilość wolnych godzin wypełnionych spacerami, pływaniem w morzu i
pluskaniem się w basenie. Nie brakowało nam też wtedy wina, owoców morza i
słodkich deserów. Istny raj i tym samym ogromna nuda dla takich podróżników jak
ja i mój narzeczony. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że pakujemy się i odwiedzimy
jedno z najbardziej spektakularnych miejsc w okolicy. Ostatniego dnia naszej
rezerwacji w hotelu wpakowaliśmy się do auta razem z naszymi kolorowymi
dmuchanymi kołami ratunkowymi i wyruszyliśmy w drogę!
Podczas godzinnej jazdy kierowaliśmy się
cały czas na zachód. Nasze oczy cieszył krajobraz górski, kuszące restauracje i
baseny z rześką wodą idealną do schłodzenia w trakcie podróży. Zauważyłam, że
im dłużej jedziemy, tym mniej zabudowań, ludzi i sklepów. Drogi znacznie
zaczęły się zwężać, a po obu stronach zostaliśmy otoczeni polami ryżowymi,
rozciągającymi się na kilometr. Nie miałam pojęcia dokąd jedziemy, miałam
dziwne wrażenie, że zmierzamy w kierunku pustyni i jak okazało się później –
nie myliłam się. Dotarliśmy do Deltebre,
miejscowości położonej w pobliżu delty rzeki Ebro. Po zaparkowaniu auta
spodziewałam się kolejnych godzin na plaży i spacerów w celu odkrycia nowej
okolicy. Mój narzeczony jednak ogłosił, że bierzemy najpotrzebniejsze dla nas
rzeczy takie jak woda, krem z filtrem, okulary słoneczne i wyruszamy w podróż!
W pobliżu nie mogłam znaleźć żadnych sklepów, ani też zabytkowych budynków
godnych zwiedzania. Jedna mała restauracja przy plaży i długo długo nic... zupełnie jak na pustyni! Po kilku
minutach skojarzyłam, że jesteśmy na
jednej z dłuższych plaż wybrzeża, która prowadzi do latarni morskiej, a
ciągnące się kilometry obok to przestrzeń, należąca do rezerwatu przyrody. Nagle
słońce zaczęło parzyć moją skórę mocniej, a podekscytowanie na myśl o
nadchodzącej podróży dodało mi jeszcze więcej energii. Zdjęłam buty, założyłam
okulary przeciwsłoneczne i pobiegłam na spotkanie przygody!
Smak lata
Pamiętam parzący piasek pod stopami i mój
głośny pisk, kiedy skakałam do góry, starając się uciec od gorącej ziemi.
Pamiętam morską bryzę, plączącą moje włosy i szum fal jako jedyny odgłos,
dobiegający moich uszu. Pamiętam to uczucie wolności, gdy zdałam sobie sprawę,
że w tym miejscu nikt nie może mnie znaleźć. Byłam tam tylko ja,mój narzeczony
i krzyczące mewy. Zapomniałam o mediach społecznościowych i istnieniu
telefonów, nie potrzebowałam ubrań ani biżuterii. Ubrana w cienkie body łapałam
promienie słońca, biegnąc wzdłuż plaży i czułam, że cały świat zaginął. Została
tylko ta pustynia. Całe cztery kilometry ciągnącej się plaży, gdzie po prawej
stronie fale moczyły moje stopy, a po lewej rozciągał się widok na wydmy
usypane z piasku i pustynne rośliny. Raz na jakiś czas mogłam obserwować ptaki
nieznanego mi gatunku, które przylatywały karmić swoje małe pociechy. Wydmy
ogrodzone były ciernistymi kolcami tak, aby nikt nie mógł tam wchodzić i
niszczyć przyrody. Z daleka obserwowałam ten magiczny widok. Miejsce, które nie
było dostępne dla człowieka. Raj, który zwierzęta mogły mieć tylko i wyłącznie
dla siebie. Cisza i spokój, jaką podarowały właśnie temu miejscu.
Przez cztery kilometry szliśmy żwawym tempem, zatrzymując się co
jakiś czas przy dziwnych śladach, pozostawionych na piasku lub w celu zrobienia
zdjęć. Gdy doszliśmy do latarni morskiej opadaliśmy z sił. Słońce parzyło coraz
mocniej, mój brzuch burczał z głodu, a skóra nie bawiła się już tak dobrze w
słonym piasku i powietrzu. Dziwne uczucie paniki, a tym samym ekscytacji ogarnęło
moje ciało. Wiedziałam, że żadne auto nie przebije się przez wysoko usypane
wydmy, pustkowie i rezerwat przyrody, na który jest zakaz wstępu. Niesamowita
adrenalina szeroko otwierała moje oczy, ciało zapomniało o zmęczeniu, a nogi
gotowe były do kolejnej podróży. Łącznie przeszliśmy tego dnia osiem
kilometrów. Osiem kilometrów pełnych relaksującego spaceru po rozgrzanym piasku.
Mnóstwo godzin wypełnionych spokojem i ciszą, przerywaną krzykiem mew i szumem
fal. Nie widziałam żadnych budynków, ani restauracji. Zapomniałam o
luksusowych hotelach, kuszących swoją ofertą oraz o przepełnionych budkach z
pamiątkami za kilka euro. Była tylko ta mała cząstka wielkiego świata, tak
odosobniona i pusta. Zupełnie zapomniana przez człowieka, a tym samym tak
szczęśliwa z tego powodu. Miejsce, gdzie działalność człowieka nie zniszczyła
natury i nie zabrała wolności żyjących tam zwierząt. Z podroży wróciłam
wyciszona i oczarowana. Wycieńczona i spalona słońcem owszem, ale czymże to
było w porównaniu do tak pięknego doświadczenia i krajobrazów?
Dzisiaj, gdy na dworze zimno, a wiatr
huczy za oknem. Siadam na kanapie z kubkiem gorącej herbaty i rozgrzewam się
przy wspomnieniach tego dnia. Oglądam zdjęcia, uśmiechając się do nich szeroko
i zastanawiam się jak wygląda to miejsce teraz. Mój prywatny sposób na
rozgrzanie się w środku stycznia, kiedy zdaje się, że zima nie ma końca, a
słodkie leniwe wakacje świąteczne właśnie dobiegły końca.
A jaki jest Twój sposób na najbardziej mroźne
dni?
Jak można kusić takimi widokami, gdy u mnie temperatura -1? :D
OdpowiedzUsuńTo letnie wspominki ;) U mnie dzisiaj temperatura 6 stopni ;D
UsuńAle tam pięknie! Takiej piaszczystej i szerokiej plaży jeszcze nie widziałam na żywo w Hiszpanii. Także jestem pozytywnie zaskoczona. Lubię takie spokojne miejsca, gdzie można spacerować godzinami.
OdpowiedzUsuńMam taki sam sposób na mroźne dni, oglądam moje zdjęcia i wracam wspomnieniami do ciepłych dni lata :) Codziennie myślę o mojej Kalifornii <3 U mnie na blogu też trochę wakacyjnych wspomnień :D
Buziaki!!
To miejsce jest wyjątkowe ;)
UsuńJuż niedługo i Ciebie odwiedzę na blogu !
Zawsze chcialam znalezc sie na plazy, gdzie nie byloby absolutnie nikogo! Zazdroszcze Wam tych pieknych chwil. Zdjecia sa przepiekne ♥
OdpowiedzUsuńNiesamowite doświadczenie <3 Mój narzeczony jest stałym bywalcem takich miejsc, stąd też zapoznał mnie z ukrytymi plażami, które puste są od turystów. Gdybyś któregoś dnia była w Hiszpanii służę pomocą ;) ;*
UsuńJa lubię mróz! Jeszcze jak świeci słoneczko to już jestem niemal w raju! Lubię jak szczypie mnie w nos, lubię to ostre rześkie i zdrowe zimowe powietrze. Nawet dziś.. mrozek -6, słoneczko świeci. Nic tylko zakładać ciepłe buty, czapkę i iść na spacer!
OdpowiedzUsuńNo to zdecydowanie należysz do odważnych ;D Ja lubię to wszystko, co opisałaś, ale w znacznie krótszym czasie, zima w Polsce ciągnie się naprawdę w nieskończoność ;D
UsuńZdrówka dużo na takich spacerach ! ;*
Na chwilę przenosiłam się w to cudowne miejsce... i jeszcze te zdjęcia! Jestem totalnie zauroczona <3
OdpowiedzUsuńU nas w Niemczech nie jest aż tak zimno. Maksymalnie 3,4 stopnie na plusie, więc nie ma co narzekać. No i nie mam też zbyt dużo czasu, żeby myśleć o tym, że jest zima :)
W Hiszpanii też nie ma srogiej zimy, z pewnością nie taka jak w Polsce, ale tęskno już za letnim powiewem ;)
UsuńUwielbiam takie puste, szerokie i ciągnące się plaże! Takie miejsca zawsze są cudowne i wyciszające. :) Aż zachciało się lata!
OdpowiedzUsuńTo prawda, nie przepadam za plażami, gdzie aż roi się od turystów. W takich miejscach zwyczajnie nie mogę wypocząć ;D
UsuńTakie zimno a Ty się wyginasz w stroju kąpielowym :P .. Ah tęsknie za słońcem... Ja w zimę to ciepły koc, dobra książka albo serial i jakoś to przezimuję :)
OdpowiedzUsuńWracam wspomnieniami do tak ciepłych miejsc chociaż na chwilę żeby się ogrzać <3
UsuńW mroźne dni uwielbiam usiąść z kubkiem kawy, książką, dobrą muzyką pod kocykiem.
OdpowiedzUsuńOoo tak <3 Idealne rozwiązanie ;)
UsuńZazdroszczę ci tych podróży, masz pełno wspomnień, ja mało podróżuje, ale mam nadzieję, że w przyszłości się to zmieni ;p Uwielbiam wracać w zimie do wspomnień i zdjęć ciepłych dni :)
OdpowiedzUsuń