Było to w jednym
z portugalskich hoteli, w kolejną nieprzespaną przeze mnie noc z setką
niepoukładanych myśli w głowie. Walizka stała na podłodze w połowie
rozpakowana, moje rzeczy próbowały odnaleźć się w nowym miejscu, a światła z
ulicy tańczyły na drzwiach szafy, wprawiając mnie w dziwne uczucie niepokoju.
Za ścianą słyszałam odgłos butów, stukających o drewniane podłogi i dudniący
na cały regulator telewizor. Przekręcałam się z boku na bok, nie mogąc pojąć po
co jest mi potrzebnych aż sześć poduszek w jednym łóżku skoro i tak kolejne
noce zamierzam spędzić sama. Na siłę zamykałam oczy, starając się zasnąć, a tym
samym denerwowałam się, że sen nie przychodzi. W głowie pisałam przeróżne scenariusze
życiowe, rozwiązywałam problemy ludzkości, roztkliwiałam się nad swoim „końcem
świata” i analizowałam miniony dzień. Taka byłam ja. Sama w Portugalii po raz
pierwszy, bez jasno sprecyzowanego planu na kolejne dwanaście dni. Ratowała
mnie myśl o pracy, istnieniu bloga i przyszłej wizji napisania książki. Nie
wiedziałam tylko jak to wszystko ugryźć. Którędy iść? Od czego zacząć? Jaki
jest mój cel życiowy? Czy w ogóle taki mam? Kolejna fala nieuporządkowanych
myśli zaatakowała moją głowę, dając mi do zrozumienia, że spanie tej nocy mi
nie wyjdzie. Witajcie zmiany krajów, miejsc i łóżek!
Zapaliłam nocną lampkę, stojącą przy łóżku i
sięgnęłam po telefon. Instagram- odsiecz pięknych zdjęć, idealnego życia i
nigdy niekończących się inspiracji. Zazwyczaj lubię to miejsce, z uwielbieniem
trwonię tam czas. Jednak w środku nocy wszystkie zdjęcia wydawały się łudząco
podobne. Motywacja, planowanie i planowanie, podróżowanie, rób to, co
kochasz... Zmęczone oczy zlały do siebie wszystkie informacje i w dziwnie
automatyczny sposób scrollowałam dalej aż natrafiłam na profil @jezus_cie_kocha Uśmiechnęłam się pobłażliwie do nazwy, tak zwyczajnej i mało
oryginalnej, a tym samym ujmującej i z ogromnym przekazem. Weszłam w profil i
wiedziałam, że już tu kiedyś byłam. Odwiedziłam to miejsce kilkakrotnie.
Chłopak (którego później miałam okazję poznać) opowiadał na profilu o swoich
doświadczeniach życiowych, o ogromnej zmianie, jaka zaszła w jego życiu dzięki
wierze i zbawieniu. Podglądałam profil,bacznie obserwując reakcję ludzi.
Oczywiście spotkałam tam ogromną dawkę buntu, nienawiści i ludzkiego
niezrozumienia. Czytałam komentarze, nie dowierzając, że piszą to również osoby
nazywające siebie chrześcijaninem. Ostre słowa, osądzanie, wytykanie cudzych
błędów i życzenie drugiej osobie najgorszego. Zwykle opuszczam takie miejsca i
dość szybko o nich zapominam, nie udzielam się w tego typu dyskusjach, bo zwyczajnie
nie widzę w nich sensu. Tym razem zostałam.
Obserwowałam chłopaka, który z pozytywną energią i iskierką w oczach
opowiadał o Jezusie. Mówił o Dobrej
Nowinie, o wierze, która umacnia i miłości, która zbawia. O Słowie Bożym i
życiu chrześcijanina. Zdradził również swoją historię spotkania z Jezusem i
krętą drogą, jaką musiał przejść. Opowiadał on również o moim Jezusie...
Przed oczami stanął mi kościół w Taipei,
gdzie po raz pierwszy podczas nabożeństwa zadecydowałam na nowo iść za Jezusem.
Czułam moją dłoń uniesioną do góry i ciepło rozlewające się w sercu. Na moich
ustach była wtedy pieśń „I surrender” – Hillsong, a ciało było zupełnie
oderwane od rzeczywistości. Nie liczyli się ludzie obok ani zimno, które
sprawiało, że miałam gęsią skórkę. Liczyło się Teraz i Tu. Moment, w którym
wiedziałam, że to On jest moim wybawcą. Moment, w którym odkryłam prawdę i
swoją idealną ścieżkę życiową. Moment, w którym łzy nieświadomie ciekły mi po
twarzy, a ja czułam jak cały ciężar przeszłości spada z moich barków. Nagle wszystko nabrało sensu, życie stało się
pełniejsze, a zmartwienia i troski nic nie znaczące. Moment, w którym zdałam
sobie sprawę, że zawsze i wszędzie jest Ktoś, kto czuwa, opiekuje się mną i
prowadzi. Tym kimś był Jezus.
Wiem, że większość z Was stwierdzi, że
jest „wierząca, niepraktykująca” , zabiegana i czasem faktycznie może za daleko
od wiary „i tym podobnych”. Wiem też, że większość z Was nie zaprząta sobie
głowy takimi ideami, wiarą i poszukiwaniem sensu w tym wszystkim. Mi też zdarza
się czasem zapędzić. Biegnę szybko, łapię każdy moment, planuję, ciężko pracuję
i rysuję swoją przyszłość po swojemu. Działamy typowo i schematycznie:
„Skończyć studia, mieć dobrą pracę, wyjść za mąż, wziąć kredyt na własne
gniazdko, mieć dzieci...” Ale jeśli jesteś chrześcijaninem, czy kiedykolwiek
zastanawiałeś się czego Twa wiara od Ciebie wymaga? Czego Ten, w którego
wierzysz oczekuje od Ciebie?
Tego dnia Kuba z profilu @jezus_cie_kocha pokazał mi, że naprawdę można! Nie wstydzić się swojej wiary,
mówić o niej otwarcie i co najważniejsze bezustannie poszukiwać. Podążać za
słowami Jezusa i dawać z siebie wszystko, aby wiernie Go naśladować. Kuba
prowadzi swoją ewangelizacyjną misję na instagramie. Opowiada o Jezusie,
publikuje słowa Pisma Świętego i nie boi się poruszać kontrowersyjnych tematów
takich jak seks przedmałżeński, chrzest i znaczenia kościoła. Coś pięknego!
Dzisiaj serdecznie zapraszam Cię właśnie na jego profil. Do przeczytania kilku
cytatów z najpiękniejszej księgi świata, do być może wzięcia udziału w zagorzałej
dyskusji lub modlitwie. Zapraszam Cię dzisiaj do wykonania Twojego pierwszego
kroku w stronę głębszego odkrywania Twojej wiary. Czy masz odwagę?
Wspaniałego tygodnia moi kochani!
A mnie ciekawi Twoja opinia o wspólnym mieszkaniu przed ślubem. Często wspominasz o wierze, a przecież wspólne mieszkanie jest uznawane za grzech ciężki. Pytam z czystej ciekawości, jeśli nie chcesz, to nie musisz akceptować tego komentarza i na niego odpowiadać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
Oczywiście, że odpowiem ;)
UsuńSeks przedmałżeński owszem, uznawany jest za"grzech ciężki", wspólne mieszkanie - nie sądzę. Jak Pismo Święte mówi- seks przeznaczony jest dla pary małżeńskiej i za tym kompletnie podążam i grzecznie czekam do ślubu ;)
Mieszkamy razem od niedawna, ponieważ każda sytuacja jest inna. Oboje jesteśmy z różnych krajów, wiele lat byliśmy rozdzieleni setki tysiące kilometrów i osiem godzin różnicy, nie mówię, że jest to niemożliwe, ale nie pomaga w rozwoju związku. Razem z narzeczonym mówimy, że gdyby nie tak ogromna dzieląca nas odległość nie mieszkalibyśmy nawet ze sobą aż do ślubu ;D
O proszę, ciekawa odpowiedź :) pozdrawiam :)
UsuńFajnie, ze są na tym świecie jeszcze ludzie którzy nie boja się głośno mówić o swoich przekonaniach i swojej wierze. Moim zdaniem Ty tez do takich osób nalezysz, bo do wiary często odnosisz się w swoich wpisach. To piękna sprawa. Trzymaj tak dalej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana! ;*
UsuńWychodzę z założenia, że jeśli w coś wierzymy i stanowi to sens naszego życia to powinno to odzwierciedlać nasze życie, postawa i to, że o tym mówimy ;) Ja tym samym cieszę się, że są takie osoby jak Kuba, o którym wspominam w poście, bo to właśnie on zainspirował mnie do tego wpisu ;)
Muszę przyznać, że ciekawy i odważny post.
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
Usuń"Wierzący niepraktykujący" to jeden z bardziej śmieszących mnie oksymoronów. A poważniej... Odważny post, choć akurat u Ciebie mnie nie dziwi. :) Jeśli chodzi o mnie.. wiara jest ważna, choć akurat w tej chwili wadzimy się troszkę z Panem Bogiem. Cały czas mocno obrywam... ale jeszcze nie jestem gotowa poddać się Jego woli...
OdpowiedzUsuńI na co dzień jest go niestety coraz więcej. Nie jest źle nie wierzyć- własny wybór, ale jaki ma sens wierzyć i nie praktykować? Przeczy samemu sobie...
UsuńWadzić się z Bogiem, błądzić i buntować- rzecz normalna ;) Może spójrz na to z drugiej strony: obrywasz, bo idziesz pod prąd, nie poddajesz się Jego woli? ... ;)
Bardzo odważny post, ale niesamowicie mnie wzruszył! :) To piękne, że ludzie wychodzą do innych ze swoją wiarą i opisują własne osobiste i dosyć intymne doświadczenia. To chyba najbardziej trafia do szerokiego grona odbiorców. Nie jakieś tam "masz wierzyć i chodzić do kościoła, bo będziesz potępiony", ale właśnie coś takiego jak "Bóg Cię kocha" :) Fajnie, że o tym piszesz i nie boisz się mówić głośno o swojej wierze :) Fajnie, że w chwilach kryzysu masz się do kogo zwrócić i oby zawsze wszyscy o tym pamiętali, że Bóg nas kocha :)
OdpowiedzUsuńProfil Kuby niesamowicie mnie zainspirował, bo właściwie... dlaczego ludzie nie mówią o swojej wierze? Dlaczego ja mam być jedną z nich?
UsuńNigdy nie można wmuszać komuś wiary na siłę, w efekcie końcowym nie jest to żadna wiara, a przymus, obowiązek, tradycja, religijność, nijak mająca się do prawdziwej wiary duchowej ;)
Ściskam ciepło! ;)
Masz rację! Nie można nikogo do wiary zmusić. Podobnie nie da się zmusić kogoś do uczęszczania na mszę świętą. Wiara musi wychodzić z nas samych. Z przekonania, że istnieje siła potężniejsza od wszystkiego, co znamy i z chęci bycia szczerym i dobrym wobec tego co zostało nam dane :)
UsuńNa napisanie książki też mam chęć, sama do Portugalii bym raczej nie pojechała :D Mój mąż jest ateistą i raczej brnę również w tą samą stronę ;p
OdpowiedzUsuńWięc zgadzamy się w tylko w kwestii napisania książki ;D Jakkolwiek szanuję Twoje zdanie. Nie każdy wsłuchuje się w duchowe, bardziej religijne aspekty życia ;)
UsuńPozdrawiam serdecznie ;)
Bardzo ważny i odważny post. Sama jestem ze swoją wiarą na bakier...
OdpowiedzUsuńLubię pisać o tym, co mi gra w duszy ;)
UsuńTo coś trzeba z tym "bakierem" zrobić! ;D
Masz wspaniały styl pisania, na pewno twoja książka byłaby wyjątkowa i szybko stała się popularna ;) Wiara jest potrzebna, wierzę w Boga i uważam że warto to propagować tak np jak ten Kuba na insta albo Ty tutaj. Teraz dużo ludzi zapomina o Bogu, przydałaby im się taka gruba rozkmina. Pozdrawiam miłego tygodnia :*
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za tak pokrzepiające słowa! <3
UsuńW dzisiejszym świecie bardzo łatwo jest "zapomnieć", zastąpić Jego miejsce innymi, zdaje się ważniejszymi sprawami. Cieszę się, że są takie osoby jak własnie Kuba, który i mnie porządnie zmotywował ;)
Buziak dla Ciebie kochana ! ;*
ja niestety już od kilku lat nie jestem osobą wierzącą. ale rzecz jasna szanuję czyjeś zdanie i wyznanie. dlatego też gratuluję odnalezienia drogi :)
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie ;) Czy mogę wiedzieć co jest przyczyną tego, że byłaś w stanie uwierzyć, a obecnie nagle wyparłaś tą wiarę?
UsuńKochana, cieszę się bardzo, że nie wstydzisz sie swojej wiary i otwarcie o tym mówisz. Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach nie jest to takie proste. Chętnie odwiedzę ten instagram i zobaczę co wartościowego mogę z niego wyciągnąć. Pozdrawiam Cię cieplutko (aczkolwiek, trochę smuci mnie, że poczułaś się samotna w Portugalii, w moim ukochanym kraju, o którym myślałam, że samotnym czuć się tam nie da!) Buziaki!
OdpowiedzUsuńSama nie zdawałam sobie do tej pory sprawy, że faktycznie w obecnych czasach bardzo ciężko jest otwarcie mówić o swojej wierze lub przekonaniach religijnych. Serdecznie zapraszam na instagram Kuby, mnie zainspirował solidnie ;D
UsuńA w Portugalii cóż... znalazłam się sama w Guimaraes i nie przypadło mi to miejsce aż tak do gustu. Nie podbiło mega serca tak jak inne kraje. Jakkolwiek daję kolejną szansę i w marcu wracam do Portugalii ;D
Pozdrawiam cieplutko ! ;*
Wspaniały post, ściskam mocniutko!<3 Można wiedzieć co to za książka?:) Baaaaardzo mnie zaintrygowała:)))))
OdpowiedzUsuńKsiążka Katarzyny Olubińskiej "Bóg w wielkim mieście" Gorąco polecam! ;)
UsuńJa lepiej nie opowiadam co na wydziale teologicznym się odpier*ala, bo tego dzianiem się nie da się nazwać to po prostu się odpier*alało, przez to do instytucji kościoła mam bardzo złe podejście, bo wiara - ja jestem zdania, że każdego człowieka akceptuje bez względu na wyznanie, pochodzenie, orientacje, płeć czy kolor skóry tak długo jak nie czyni źle drugiej osobie i nie zabija.
OdpowiedzUsuńRozumiem Twoje wzburzenie, jakkolwiek nie wiem czy zauważyłaś, ale ani razu nie wspomniałam o instytucji kościoła katolickiego. Burzysz się i masz prawo,to oznacza, że zauważasz błędy kościoła i jego nieprawidłowe działania. Sama się burzyłam, denerwowałam i w związku z tym poszukiwałam prawdy. Odnalazłam i dlatego też o kościele katolickim nie wspominam.
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Obecnie coraz więcej osób odwraca się od Kościoła, ale niestety nie bez powodu :/
OdpowiedzUsuńZasadnicze pytanie to czy wyznaje się wiarę w kościół czy w Boga i Jego Słowo. Jeśli w Boga to zachęcam to czytania Pisma Świętego i interpretacji. Tam wychodzi cała prawda o instytucji kościoła,która faktycznie wykonuje swoje zadanie źle, koszmarnie ! ;D
UsuńPozdrawiam ;)
Podziwiam, że odnalazłaś wiarę na nowo ! Trzymaj się tego i nie zmieniaj dla nikogo. Sama wierzę w Boga (ale nie kościoły czy podział na religie ) i uważam że nikomu nic do tego. A często słyszę od ludzi że wstydzą się tego że wierzą / czy nie wierzą co jest dość przykre.
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa wsparcia ! ;) Nie da się wierzyć w kościoły (jeśli mamy na myśli instytucje czy miejsce) wtedy to nie wiara, a bardziej tradycjonalizm, religia, kultura. Wiara opiera się na czymś znacznie głębszym ;)
UsuńPozdrawiam ;)
Łał, bardzo ciekawy i odważny post. :) Super, że nie boisz się mówić o tym, co myślisz i wyznajesz, to się bardzo ceni. :)
OdpowiedzUsuńJa napisałam już kiedyś książkę, a nawet dwie. :D Ale nigdy bym tego nie opublikowała! Wciąż czekam na bestsellera, którego z czystym sumieniem będę mogła pokazać innym ahah. A wiara to bardzo ważna rzecz i dobrze, że tak się nią kierujesz. :)
OdpowiedzUsuńKsiążki są po to, żeby je właśnie przekazywać dalej ;D Sama boję się publikacji, procesu pisania i momenty, kiedy książka ujrzy światło dzienne, ale to chyba właśnie najważniejszy etap- pisania dla kogoś , przekazywania dalej ;)
UsuńPowodzenia w tworzeniu ! Kto wie, może kiedyś będę mogła przeczytać coś Twojego autorstwa ;*
Pięknie to napisałaś! :) Wiesz, wiara wiarą, głośne mówienie o Bogu to jedno, ale... na świecie jest tak wiele "Chrześcijan", którzy zachowują się naganie... znam ateistów będących lepszymi chrześcijanami od chrześcijan... to przykre... ale jak gdzieś słyszałam taki tekst "chrześcijan jest dobry dla zbawienia, ateista bo chce" i coś w tym jest
OdpowiedzUsuńZ tym wybacz, ale nie zgodzę się z Tobą. Z założenia każdy człowiek powinien chcieć i być dobrym. Tutaj nie ma znaczenia religia. Może on być buddystą, prawosławnym czy nawet ateistą. Natomiast wiara w tym przypadku jako chrześcijanie określa nasze życie i jego cel. Jeśli jestem chrześcijanką wierzę w zbawienie Jezusa, wierzę w Jego miłość do mnie i poświęcenie jakiego dokonał, aby uwolnić mnie z grzechu. Z tego wszystkiego miłość do Jezusa jest tak wielka i bezinteresowna, że człowiek nie powinien kalkulować ile zdrowasiek odklepał i czy za to będzie zbawiony. To jest zły tok myślenia jako chrześcijanina, który prawdziwie chce podążąć za Jezusem.
UsuńWierzyć i nie praktykować. Coś jak żyć i nie oddychać. Jeśli traktować wiarę tylko jako uznanie istnienia Boga to szatan też tak wierzy. No on też uznaje istnienie Boga. To ta praktyka ma znaczenie. To w niej jest największy sens i wartość.
OdpowiedzUsuń