Podczas gdy świąteczna bieganina trwa w najlepsze, ludzie
nerwowo wyczekują w kolejkach i biegają za „ciągle niezałatwionym”, ja
postanowiłam odpocząć. Razem z mamą wykupiłam bilety lotnicze, zarezerwowałam
hotel i zanim zdążyłam się obejrzeć byłam już na miejscu. Ciepłe i tym samym
wilgotne powietrze muskało moją twarz zaraz po wyjściu z lotniska, a błękitne
niebo sprawiało, że szłam jak zaczarowana, wpatrzona we wszystko dookoła mnie.
Rozłożyste palmy, leniwie kołysały się na wietrze, ludzie uśmiechali się tak
życzliwie, a ja wdychałam zapach Barcelony. „Witaj
ponownie”- pomyślałam.
W planie kilkudniowego
pobytu w Hiszpanii mieściły się dwie doby spędzone w Barcelonie. Spacerowałam
uliczkami miasta z mocno bijącym sercem i uczuciem szczęścia i spokoju.
Zupełnie jak w domu. Nie potrzebowałam żadnej mapy, metro, ani też przewodnika,
moje nogi doskonale pamiętały każdą uliczkę, budowle i skrzyżowania ulic. Tylko
przekorna Diagonal jak zawsze robiła mi psikusy i swoim niepodporządkowaniem
do innych równoległych ulic, sprawiała, że traciłam rozeznanie na kilka sekund.
Słynna Sagrada Familia, łuk triumfalny, parki, a nawet sklepy i restauracje,
które odwiedzałam kilkakrotnie… Wszystko to nadal było. Stało zupełnie nienaruszone
jak kilka lat temu. Tylko ja powróciłam zupełnie odmieniona.
Swoje pierwsze
kroki skierowałam na La Rambla, czyli słynny deptak
katalońskiej stolicy. Restauracje, budki z tradycyjnymi przekąskami, sklepiki z
pamiątkami i inne różności rozciągają się na kilka kilometrów. Razem z mamą
oddałyśmy się w ramiona hiszpańskiego gwaru i przechadzałyśmy się deptakiem
długie godziny. Naszą uwagę przykuł również niewielki jarmark świąteczny
płożony tuż nieopodal La Rambla. Z dziecięcą radością podziwiałam renifery z
czekolady, zdobione choinki i kolorowe pakowane prezenty. Wprawdzie w klimat wpisywała się ciepła temperatura oraz
stragany pełne świeżych tropikalnych owoców, można było poczuć atmosferę
nadchodzących świąt.
Słynne hiszpańskie churros. |
Po wyczerpującej wędrówce udałyśmy się do restauracji przy
porcie i po obfitej kolacji, zmuszone przez deszczową aurę, musiałyśmy wrócić
do hotelu. W pokojowych atrakcjach nie zabrakło długich pogawędek przy gorącej
herbacie, a także chwili relaksu dla mnie w gorącej wannie wypełnionej po
brzegi białą pianą. Marzenie… !
Gdy następnego
ranka otworzyłam oczy, pogratulowałam słońcu, że wygrało z czarnymi
chmurzyskami. Ubrałam się w dość wiosenny outfit i po typowo słodkim
hiszpańskim śniadaniu udałam się na odwiedziny Barcelony. Nie sposób zliczyć
ile kilometrów przemierzyłam tego dnia! Zaglądałam w najmniejsze uliczki,
buszowałam po sklepach z pamiątkami, wdychałam barcelońskie powietrze, a
uśmiech nie schodził mi z twarzy. Oczywiście jako pierwszą tego dnia
odwiedziłam katedrę Sagrada Familia. Fenomenalna architektura, szczegółowe
zdobienie i historia, którą szczyci się budowla, sprawia, że niejedna wieża
Eiffla czy mediolańskie Duomo nie dorasta jej do pięt. Z biegiem lat katedra
pnie się ku górze, zachwycając swoją unikatowością i pięknem.
Kolejno
przyszła pora na Łuk Triumfalny i Park Ciutadella. Jako ciekawostkę
muszę powiedzieć, że jest to jedyny łuk triumfalny na świecie, który nie ma
charakteru militarnego. Wybudowano go tylko i włącznie z myślą o sztuce, co
sprawia, że wygląda on o wiele dostojniej i ciekawiej. Spacerując głównym
deptakiem pełnym palm, przechodniów i sprzedawców balonów oraz pamiątek,
dochodzimy do najstarszego parku -Park Ciutadella i właśnie tam odnajduję
krajobrazy najbliższe memu sercu. Ogromne pola zieleni, różnorodne rośliny,
alejki ogrodowe, a wszystko to skąpane w promieniach słońca. Napawam swój wzrok
tym przepięknym widokiem, wsłuchuję się w otaczające mnie odgłosy i z
rozmarzeniem obserwuję dzieci, biegające wokół olbrzymich rozmiarów baniek
mydlanych.
W tym momencie czas mógłby zatrzymać
się, a ja nie miałabym nic przeciwko temu. Wiedziałam jednak, że kolejne
kroki zaprowadzą mnie w coraz to piękniejsze miejsca. Tak tez doszłam do
fontanny Cascada, która jest jedną z najpiękniejszych, jakie widziałam.
Przez pierwsze minuty nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że oto właśnie stoję
przed typową budowlą z Księgi Dżungli i z niecierpliwością wyczekuję skaczących
małp. Szum wodospadu, wpadającego do sztucznego jeziora, bogato zdobiona
architektura i roślinność tworzy razem idealną całość. Po obu stronach znajdują
się rzędy schodów, dzięki którym można podziwiać budowlę oraz cały park z góry.
Miejsce niebywale królewskie!
Bajkowe krajobrazy nieustannie przewijały mi się przed
oczami i zdawałam sobie sprawę, że nie sposób zobaczyć wszystkiego, ale
podświadomie nie mogłam doczekać się wyjazdu z Barcelony. Z niecierpliwością
oczekiwałam podróży do bliższego mi hiszpańskiego miasta. Z wypchaną po brzegi
walizką po raz kolejny wymeldowałam się z hotelu i wsiadłam w pociąg. W
zawrotnym tempie mknęłam wzdłuż wybrzeża, podziwiając morskie pejzaże, a z
każdym kilometrem przybliżałam się do upragnionego celu.
Tarragona
Miasto położone
ok. 100 km od Barcelony. Miejsce, które tętni zupełnie innym życiem, ma
wspaniałe szlaki turystyczne, a mieszkańcy są najmilsi na całej kuli ziemskiej!
Miasteczko, które odwiedzam kilkakrotnie w ciągu roku, gdzie znam historie
ludzkie, a powietrze pachnie jak dom. Miejsce, gdzie wychowywał się mój
chłopak. To właśnie On był celem mojej podróży. Gdy tylko znalazłam się w jego
objęciach świat nabrał intensywniejszych barw, słońce zdawało się grzać
przyjemniej, ptaki śpiewać głośniej, a jedzenie smakować lepiej. Esencja
miłości!
Kolejne 3 dni
pełne były rozmów, śmiechów i czasu spędzonego w gronie najbliższych. Miałam
okazję odwiedzić moją hiszpańską rodzinę, próbować coraz to nowszych
tradycyjnych potraw i być otaczana ciepłem oraz miłością. Nie sposób opisać jak
kochani są Hiszpanie, otwierają swoje serca na innych ludzi tak bezinteresownie
i szczerze.
Niedziela była wyjątkowym dniem z powodu urodzin Jahdai.
Wspólnie z domownikami stwierdziliśmy, że należy zaplanować dzień pełen emocji
i niespodzianek. Mój chłopak nie miał zielonego pojęcia co będziemy robić, a ja
razem z moimi przyszłymi teściami planowałam atrakcje, łamiąc sobie język
początkującym hiszpańskim. Na pierwszy ogień poszło przemiłe miasteczko Cambrills.
Nie jest mi ono obce, gdyż poprzednie wakacje poznawałam je szczegółowo,
jeżdżąc rowerem między wąskimi uliczkami. Cóż za wielka zmiana, gdy w grudniowy
poranek miasteczko wolne było od turystów, tłoku i hałasu. Spacerowaliśmy
brzegiem morza, podziwiając port i olbrzymie jachty. Wdychaliśmy zapachy owoców
morza dobiegające z restauracji i leniwie wystawialiśmy twarze do słońca.
Chwilę potem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przemieściliśmy się w
tzw. Góry
czerwone –Mont Roig. Nazwa jak najbardziej słuszna, ponieważ skały są
koloru czerwonego. Wspinaliśmy się po niewielkich górach, podziwiając rysujące
się przed nami pejzaże. Zielone pasma lasów i mikroskopijne domki napawały mnie
uczuciem wolności i szczęścia. Nie ograniczały mnie żadne problemy, obowiązki,
a nawet jak zapewne zauważyliście przez te kilka dni pozostałam zupełnie
odcięta od mediów. To był wspaniały wypoczynek i naładowanie baterii!
Jakkolwiek
lista zaplanowanych atrakcji na niedziele nadal była długa… Po męczących
wędrówkach i godzinach spędzonych na świeżym powietrzu wszyscy marzyliśmy o
czymś do jedzenia. O to postarali się rodzice Jahdai, którzy zarezerwowali
stolik w przepięknej restauracji. Zajadaliśmy się tam owocami morza, sączyliśmy
wino, a nasze podniebienia i dusze czuły się jak w raju. Po kończącym ucztę
deserze przyszedł czas na moją niespodziankę, która zarezerwowana była tylko i
wyłącznie dla dwojga. Udaliśmy się do luksusowego SPA nad brzegiem morza. Do
tej pory mam przed oczami zaskoczoną i pełną niedowierzenia twarz mojego chłopaka.
Jego szeroki uśmiech i niepewne oczy, pytające: „ Naprawdę idziemy do TEGO
SPA?”. Nie miałam wątpliwości, że niespodzianka udała się. W SPA spędziliśmy
3h. Błogi czas pełen lenistwa, relaksu i spokojnych rozmów. Plusk wody,
romantyczne oświetlenie i kawa, która wypiliśmy nie wstając z leżaków. Wreszcie
mieliśmy czas dla siebie. Oboje wypoczęci naładowaliśmy baterie na
kolejną niespodziankę tego dnia.
Ostatni punkt
programu nie był mi znany, więc kiedy weszliśmy do mieszkania dziadków Jahdai
byłam równie zaskoczona jak mój chłopak. Nagle rozległo się głośne śpiewanie i śmiechy, a moim oczom ukazała się cała hiszpańska rodzina (a muszę przyznać,
że mój chłopak szczyci się dość liczebnym gronem kuzynów, wujków itp.) W pokoju pełnym gwarów i śmiechów zjedliśmy
późną kolację, towarzyszyliśmy przy dmuchaniu świeczek, śpiewaniu i klaskaniu.
Iście hiszpański temperament do białego rana!
Czas w
Hiszpanii uciekł mi przez palce. Za każdym razem, gdy
odwiedzam ten kraj mam nieodpartą chęć pozostania na stałe. Atmosfera, którą
roztaczają ludzie wokół, zapach powietrza, widoki i prowadzony przez nich styl
życia, zdaje mi się tak bliski. Zupełnie jak w domu…
Nos vemos pronto España! – co znaczy, że będę tam wracać
bezustannie.
A tymczasem zabieram się za planowanie i przygotowywanie
świąt. Przyznaję, że nie zrobiłam kompletnie nic w tym kierunku! Z ciepłym
promykiem hiszpańskiego słońca zostawiam Was tutaj i wpadam w otchłań kuchni i
zakupów.
Wesołych Świąt Kochani!
Piękna jest Barcelona :)
OdpowiedzUsuńOoo taaak <3
UsuńKochana, ale zazdroszczę Ci podróży <3 Uwielbiam całą Hiszpanię, ale narazie byłam tylko w Katolonii. Bardzo podoba mi się Twoja relacja z Barcy, byłam tam w sierpniu przez 4 dni i żałuję że nie widziałam tej przepięknej fontanny jak z Księgi Dżungli ;( Jest nieziemska! No ale resztę zabytków raczej zwiedziłam. Jarmark świąteczny musi być bardzo fajny.
OdpowiedzUsuńSuper, że masz hiszpańskiego chłopaka, masz możliwość zwiedzania tego wspaniałego kraju no i to ich ciepło rodzinne :D Jesteście przepiękną parką, widziałam już ostatnie foto na insta i fb, kozak! Powinnaś mieszkać zdecydowanie w Hiszpanii a nie Azji xD
Pozdrów wszystkich i Wesołych Świąt :*
Dziękuję ślicznie :*
UsuńFaktycznie Barcelona jest wspaniała i kto wie gdzie poniosą mnie nogi (samoloty) może w przyszłości osiądę w Hiszpanii. Nie miałabym nic przeciwko temu ;D
Wesołych Świąt kochana ! ;)
Jak przyjemnie pooglądać takie zdjęcia. Widać, że odwiedziłaś miejsca, które mają swój niepowtarzalny klimat. Tylko pozazdrościć takiej wyprawy.
OdpowiedzUsuńRadosnych Świąt!
Uwielbiam wracać do tych miejsc, za każdym razem zdają się zachwycać mnie na nowo <3
UsuńSpokojnych świąt pełnych miłości! ;)
Być w takiej Barcelonie - marzenie! Już po zdjeciach widać, że jest to piękne miejsce.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie ma w sobie coś szczególnego ;) <3
UsuńAle dużo pięknych widoków, wow! <3 Do Barcelony planuję wybrać się w następnym roku. :D
OdpowiedzUsuńNie można się napatrzeć ;D Gorąco zachęcam do odwiedzenia tego miasta. Na pewno nie będziesz żałować ;)
UsuńTo musi być cudowne uczucie- zamienić polską przedświąteczną krzątaninę na hiszpańskie krajobrazy. Urodziny-mega pomysły:)
OdpowiedzUsuńFaktycznie zupełnie odcięłam się od przedświątecznej gonitwy itp. co wyszło mi tylko na dobre, bo teraz mam kilka dni na przygotowanie świąt, ale jestem wypoczęta, szczęśliwa i wiem, że jeśli nie uporam się ze wszystkim świat się nie zawali .;)
UsuńJejku jak tam jest pięknie ! :)
OdpowiedzUsuńPięknie uwiecznione kilka dni! Na pewną zdjęcia będą świetną pamiątką :)
OdpowiedzUsuńMuszę je koniecznie wywołać ;)
UsuńŚwietny wypad :-) Zazdroszczę <3 Wesołych Świąt :**
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Wesołuch Świąt ! ;*
UsuńTrzymam kciuki za Twój wyjazd ! ;)
OdpowiedzUsuńKurczę, też bym chciała taka przedświąteczna wycieczkę! Alee nieee, musiałam się kusić w pracy, no trudno:( Dobrze, że spedzilaś fajnie czas, oby więcej takich wypadów!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś i Tobie uda się zrealizować taki przedświąteczny wypad!
UsuńPozdrawiam ;)
Zazdroszczę takiego wyjazdu. Wesołych świąt. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i wzajemnie ;)
Usuńi jak tam po świętach ? ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie! ;) A Ty jak tam?
UsuńPomysł na wyjazd przed świętami może wydawać się szalony, ale... chyba nie ma człowieka, który by Ci w tym momencie nie zazdrościł!
OdpowiedzUsuńFaktycznie mogłam zresetować się od tych świątecznych wyścigów, aczkolwiek przyznam, że nie mam nic przeciwko i lubię tą przedświąteczną atmosferę ;)
UsuńFantastyczne zdjęcia! :)
OdpowiedzUsuńNie wierze !! Oderwanie się od tego co się dzieje przed świętami w sklepach, na mieście itd to genialny pomysł! Miejsce jak i sam wyjazd - rewelacja! Chyba nie ma słów do opisania tego i przede wszystkim zazdroszczę wyjazdu! :)
OdpowiedzUsuńGłównym celem był wyjątkowy dzień- urodziny mojego chłopaka, które chciałam spędzić razem z nim, ale o tym, że była to rewelacyjna odskocznia od gonitwy przedświątecznej zdałam sobie sprawę kilka dni po ;D
UsuńAch, Barcelona! Kocham Barcelonę i zazdroszczę takiej wycieczki. Aż by się pojadło churrosa :)
OdpowiedzUsuńByłam już w Barcelonie wiele razy, a za każdym zakochuję się w tym miejscu na nowo ;)
UsuńŚwietne zdjęcia, a najlepsze są te czekoladowe reniferki :-) Wyglądają smakowicie!
OdpowiedzUsuńWow, that's what I was exploring for, what a information! present here at this blog,
OdpowiedzUsuńthanks admin of this web site.