22.12.2016

Kilka dni w Hiszpanii




       Podczas gdy świąteczna bieganina trwa w najlepsze, ludzie nerwowo wyczekują w kolejkach i biegają za „ciągle niezałatwionym”, ja postanowiłam odpocząć. Razem z mamą wykupiłam bilety lotnicze, zarezerwowałam hotel i zanim zdążyłam się obejrzeć byłam już na miejscu. Ciepłe i tym samym wilgotne powietrze muskało moją twarz zaraz po wyjściu z lotniska, a błękitne niebo sprawiało, że szłam jak zaczarowana, wpatrzona we wszystko dookoła mnie. Rozłożyste palmy, leniwie kołysały się na wietrze, ludzie uśmiechali się tak życzliwie, a ja wdychałam zapach Barcelony. „Witaj ponownie”- pomyślałam.



       W planie kilkudniowego pobytu w Hiszpanii mieściły się dwie doby spędzone w Barcelonie. Spacerowałam uliczkami miasta z mocno bijącym sercem i uczuciem szczęścia i spokoju. Zupełnie jak w domu. Nie potrzebowałam żadnej mapy, metro, ani też przewodnika, moje nogi doskonale pamiętały każdą uliczkę, budowle i skrzyżowania ulic. Tylko przekorna Diagonal jak zawsze robiła mi psikusy i swoim niepodporządkowaniem do innych równoległych ulic, sprawiała, że traciłam rozeznanie na kilka sekund. Słynna Sagrada Familia, łuk triumfalny, parki, a nawet sklepy i restauracje, które odwiedzałam kilkakrotnie… Wszystko to nadal było. Stało zupełnie nienaruszone jak kilka lat temu. Tylko ja powróciłam zupełnie odmieniona.


      
       Swoje pierwsze kroki skierowałam na La Rambla, czyli słynny deptak katalońskiej stolicy. Restauracje, budki z tradycyjnymi przekąskami, sklepiki z pamiątkami i inne różności rozciągają się na kilka kilometrów. Razem z mamą oddałyśmy się w ramiona hiszpańskiego gwaru i przechadzałyśmy się deptakiem długie godziny. Naszą uwagę przykuł również niewielki jarmark świąteczny płożony tuż nieopodal La Rambla. Z dziecięcą radością podziwiałam renifery z czekolady, zdobione choinki i kolorowe pakowane prezenty. Wprawdzie w  klimat wpisywała się ciepła temperatura oraz stragany pełne świeżych tropikalnych owoców, można było poczuć atmosferę nadchodzących świąt.

Słynne hiszpańskie churros.




        Po wyczerpującej wędrówce udałyśmy się do restauracji przy porcie i po obfitej kolacji, zmuszone przez deszczową aurę, musiałyśmy wrócić do hotelu. W pokojowych atrakcjach nie zabrakło długich pogawędek przy gorącej herbacie, a także chwili relaksu dla mnie w gorącej wannie wypełnionej po brzegi białą pianą. Marzenie… ! 




       Gdy następnego ranka otworzyłam oczy, pogratulowałam słońcu, że wygrało z czarnymi chmurzyskami. Ubrałam się w dość wiosenny outfit i po typowo słodkim hiszpańskim śniadaniu udałam się na odwiedziny Barcelony. Nie sposób zliczyć ile kilometrów przemierzyłam tego dnia! Zaglądałam w najmniejsze uliczki, buszowałam po sklepach z pamiątkami, wdychałam barcelońskie powietrze, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Oczywiście jako pierwszą tego dnia odwiedziłam katedrę Sagrada Familia. Fenomenalna architektura, szczegółowe zdobienie i historia, którą szczyci się budowla, sprawia, że niejedna wieża Eiffla czy mediolańskie Duomo nie dorasta jej do pięt. Z biegiem lat katedra pnie się ku górze, zachwycając swoją unikatowością i pięknem.







       Kolejno przyszła pora na Łuk Triumfalny i Park Ciutadella. Jako ciekawostkę muszę powiedzieć, że jest to jedyny łuk triumfalny na świecie, który nie ma charakteru militarnego. Wybudowano go tylko i włącznie z myślą o sztuce, co sprawia, że wygląda on o wiele dostojniej i ciekawiej. Spacerując głównym deptakiem pełnym palm, przechodniów i sprzedawców balonów oraz pamiątek, dochodzimy do najstarszego parku -Park Ciutadella i właśnie tam odnajduję krajobrazy najbliższe memu sercu. Ogromne pola zieleni, różnorodne rośliny, alejki ogrodowe, a wszystko to skąpane w promieniach słońca. Napawam swój wzrok tym przepięknym widokiem, wsłuchuję się w otaczające mnie odgłosy i z rozmarzeniem obserwuję dzieci, biegające wokół olbrzymich rozmiarów baniek mydlanych.





        W tym momencie czas mógłby zatrzymać  się, a ja nie miałabym nic przeciwko temu. Wiedziałam jednak, że kolejne kroki zaprowadzą mnie w coraz to piękniejsze miejsca. Tak tez doszłam do fontanny Cascada, która jest jedną z najpiękniejszych, jakie widziałam. Przez pierwsze minuty nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że oto właśnie stoję przed typową budowlą z Księgi Dżungli i z niecierpliwością wyczekuję skaczących małp. Szum wodospadu, wpadającego do sztucznego jeziora, bogato zdobiona architektura i roślinność tworzy razem idealną całość. Po obu stronach znajdują się rzędy schodów, dzięki którym można podziwiać budowlę oraz cały park z góry. Miejsce niebywale królewskie!





       Bajkowe krajobrazy nieustannie przewijały mi się przed oczami i zdawałam sobie sprawę, że nie sposób zobaczyć wszystkiego, ale podświadomie nie mogłam doczekać się wyjazdu z Barcelony. Z niecierpliwością oczekiwałam podróży do bliższego mi hiszpańskiego miasta. Z wypchaną po brzegi walizką po raz kolejny wymeldowałam się z hotelu i wsiadłam w pociąg. W zawrotnym tempie mknęłam wzdłuż wybrzeża, podziwiając morskie pejzaże, a z każdym kilometrem przybliżałam się do upragnionego celu.



Tarragona


       Miasto położone ok. 100 km od Barcelony. Miejsce, które tętni zupełnie innym życiem, ma wspaniałe szlaki turystyczne, a mieszkańcy są najmilsi na całej kuli ziemskiej! Miasteczko, które odwiedzam kilkakrotnie w ciągu roku, gdzie znam historie ludzkie, a powietrze pachnie jak dom. Miejsce, gdzie wychowywał się mój chłopak. To właśnie On był celem mojej podróży. Gdy tylko znalazłam się w jego objęciach świat nabrał intensywniejszych barw, słońce zdawało się grzać przyjemniej, ptaki śpiewać głośniej, a jedzenie smakować lepiej. Esencja miłości!




       Kolejne 3 dni pełne były rozmów, śmiechów i czasu spędzonego w gronie najbliższych. Miałam okazję odwiedzić moją hiszpańską rodzinę, próbować coraz to nowszych tradycyjnych potraw i być otaczana ciepłem oraz miłością. Nie sposób opisać jak kochani są Hiszpanie, otwierają swoje serca na innych ludzi tak bezinteresownie i szczerze.
       Niedziela była wyjątkowym dniem z powodu urodzin Jahdai. Wspólnie z domownikami stwierdziliśmy, że należy zaplanować dzień pełen emocji i niespodzianek. Mój chłopak nie miał zielonego pojęcia co będziemy robić, a ja razem z moimi przyszłymi teściami planowałam atrakcje, łamiąc sobie język początkującym hiszpańskim. Na pierwszy ogień poszło przemiłe miasteczko Cambrills. Nie jest mi ono obce, gdyż poprzednie wakacje poznawałam je szczegółowo, jeżdżąc rowerem między wąskimi uliczkami. Cóż za wielka zmiana, gdy w grudniowy poranek miasteczko wolne było od turystów, tłoku i hałasu. Spacerowaliśmy brzegiem morza, podziwiając port i olbrzymie jachty. Wdychaliśmy zapachy owoców morza dobiegające z restauracji i leniwie wystawialiśmy twarze do słońca.




       Chwilę potem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przemieściliśmy się w tzw. Góry czerwone –Mont Roig. Nazwa jak najbardziej słuszna, ponieważ skały są koloru czerwonego. Wspinaliśmy się po niewielkich górach, podziwiając rysujące się przed nami pejzaże. Zielone pasma lasów i mikroskopijne domki napawały mnie uczuciem wolności i szczęścia. Nie ograniczały mnie żadne problemy, obowiązki, a nawet jak zapewne zauważyliście przez te kilka dni pozostałam zupełnie odcięta od mediów. To był wspaniały wypoczynek i naładowanie baterii!




       Jakkolwiek lista zaplanowanych atrakcji na niedziele nadal była długa… Po męczących wędrówkach i godzinach spędzonych na świeżym powietrzu wszyscy marzyliśmy o czymś do jedzenia. O to postarali się rodzice Jahdai, którzy zarezerwowali stolik w przepięknej restauracji. Zajadaliśmy się tam owocami morza, sączyliśmy wino, a nasze podniebienia i dusze czuły się jak w raju. Po kończącym ucztę deserze przyszedł czas na moją niespodziankę, która zarezerwowana była tylko i wyłącznie dla dwojga. Udaliśmy się do luksusowego SPA nad brzegiem morza. Do tej pory mam przed oczami zaskoczoną i pełną niedowierzenia twarz mojego chłopaka. Jego szeroki uśmiech i niepewne oczy, pytające: „ Naprawdę idziemy do TEGO SPA?”. Nie miałam wątpliwości, że niespodzianka udała się. W SPA spędziliśmy 3h. Błogi czas pełen lenistwa, relaksu i spokojnych rozmów. Plusk wody, romantyczne oświetlenie i kawa, która wypiliśmy nie wstając z leżaków. Wreszcie mieliśmy czas dla siebie. Oboje wypoczęci naładowaliśmy baterie na kolejną niespodziankę tego dnia.



       Ostatni punkt programu nie był mi znany, więc kiedy weszliśmy do mieszkania dziadków Jahdai byłam równie zaskoczona jak mój chłopak. Nagle rozległo się głośne śpiewanie i śmiechy, a moim oczom ukazała się cała hiszpańska rodzina (a muszę przyznać, że mój chłopak szczyci się dość liczebnym gronem kuzynów, wujków itp.)  W pokoju pełnym gwarów i śmiechów zjedliśmy późną kolację, towarzyszyliśmy przy dmuchaniu świeczek, śpiewaniu i klaskaniu. Iście hiszpański temperament do białego rana!

       Czas w Hiszpanii uciekł mi przez palce. Za każdym razem, gdy odwiedzam ten kraj mam nieodpartą chęć pozostania na stałe. Atmosfera, którą roztaczają ludzie wokół, zapach powietrza, widoki i prowadzony przez nich styl życia, zdaje mi się tak bliski. Zupełnie jak w domu…

Nos vemos pronto España! – co znaczy, że będę tam wracać bezustannie.



       A tymczasem zabieram się za planowanie i przygotowywanie świąt. Przyznaję, że nie zrobiłam kompletnie nic w tym kierunku! Z ciepłym promykiem hiszpańskiego słońca zostawiam Was tutaj i wpadam w otchłań kuchni i zakupów.


Wesołych Świąt Kochani! 

33 komentarze:

  1. Kochana, ale zazdroszczę Ci podróży <3 Uwielbiam całą Hiszpanię, ale narazie byłam tylko w Katolonii. Bardzo podoba mi się Twoja relacja z Barcy, byłam tam w sierpniu przez 4 dni i żałuję że nie widziałam tej przepięknej fontanny jak z Księgi Dżungli ;( Jest nieziemska! No ale resztę zabytków raczej zwiedziłam. Jarmark świąteczny musi być bardzo fajny.

    Super, że masz hiszpańskiego chłopaka, masz możliwość zwiedzania tego wspaniałego kraju no i to ich ciepło rodzinne :D Jesteście przepiękną parką, widziałam już ostatnie foto na insta i fb, kozak! Powinnaś mieszkać zdecydowanie w Hiszpanii a nie Azji xD

    Pozdrów wszystkich i Wesołych Świąt :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie :*
      Faktycznie Barcelona jest wspaniała i kto wie gdzie poniosą mnie nogi (samoloty) może w przyszłości osiądę w Hiszpanii. Nie miałabym nic przeciwko temu ;D
      Wesołych Świąt kochana ! ;)

      Usuń
  2. Jak przyjemnie pooglądać takie zdjęcia. Widać, że odwiedziłaś miejsca, które mają swój niepowtarzalny klimat. Tylko pozazdrościć takiej wyprawy.

    Radosnych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam wracać do tych miejsc, za każdym razem zdają się zachwycać mnie na nowo <3

      Spokojnych świąt pełnych miłości! ;)

      Usuń
  3. Być w takiej Barcelonie - marzenie! Już po zdjeciach widać, że jest to piękne miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale dużo pięknych widoków, wow! <3 Do Barcelony planuję wybrać się w następnym roku. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie można się napatrzeć ;D Gorąco zachęcam do odwiedzenia tego miasta. Na pewno nie będziesz żałować ;)

      Usuń
  5. To musi być cudowne uczucie- zamienić polską przedświąteczną krzątaninę na hiszpańskie krajobrazy. Urodziny-mega pomysły:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie zupełnie odcięłam się od przedświątecznej gonitwy itp. co wyszło mi tylko na dobre, bo teraz mam kilka dni na przygotowanie świąt, ale jestem wypoczęta, szczęśliwa i wiem, że jeśli nie uporam się ze wszystkim świat się nie zawali .;)

      Usuń
  6. Jejku jak tam jest pięknie ! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pięknie uwiecznione kilka dni! Na pewną zdjęcia będą świetną pamiątką :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny wypad :-) Zazdroszczę <3 Wesołych Świąt :**

    OdpowiedzUsuń
  9. Trzymam kciuki za Twój wyjazd ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurczę, też bym chciała taka przedświąteczna wycieczkę! Alee nieee, musiałam się kusić w pracy, no trudno:( Dobrze, że spedzilaś fajnie czas, oby więcej takich wypadów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że kiedyś i Tobie uda się zrealizować taki przedświąteczny wypad!
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  11. Zazdroszczę takiego wyjazdu. Wesołych świąt. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Pomysł na wyjazd przed świętami może wydawać się szalony, ale... chyba nie ma człowieka, który by Ci w tym momencie nie zazdrościł!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie mogłam zresetować się od tych świątecznych wyścigów, aczkolwiek przyznam, że nie mam nic przeciwko i lubię tą przedświąteczną atmosferę ;)

      Usuń
  13. Nie wierze !! Oderwanie się od tego co się dzieje przed świętami w sklepach, na mieście itd to genialny pomysł! Miejsce jak i sam wyjazd - rewelacja! Chyba nie ma słów do opisania tego i przede wszystkim zazdroszczę wyjazdu! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głównym celem był wyjątkowy dzień- urodziny mojego chłopaka, które chciałam spędzić razem z nim, ale o tym, że była to rewelacyjna odskocznia od gonitwy przedświątecznej zdałam sobie sprawę kilka dni po ;D

      Usuń
  14. Ach, Barcelona! Kocham Barcelonę i zazdroszczę takiej wycieczki. Aż by się pojadło churrosa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam już w Barcelonie wiele razy, a za każdym zakochuję się w tym miejscu na nowo ;)

      Usuń
  15. Świetne zdjęcia, a najlepsze są te czekoladowe reniferki :-) Wyglądają smakowicie!

    OdpowiedzUsuń
  16. Wow, that's what I was exploring for, what a information! present here at this blog,
    thanks admin of this web site.

    OdpowiedzUsuń