W Hiszpanii nie
padało już chyba od prawie dwóch miesięcy. Każdego dnia wypatrywałam choćby
najmniejszej chmurki i czekałam z utęsknieniem na deszcz. Wiem, że wy, moi
kochani Czytelnicy, wyczekujecie słońca, wiosny, a najlepiej już lata, ale ja
spragniona jestem deszczu. Tak samo jak usychająca już trawa, suche powietrze,
przyroda i ulice. Pragnęłam deszczu. Pragnęłam poczuć na skórze zimne i ciężkie
krople. Pragnęłam usłyszeć ten kojący dźwięk, uderzających kropel o szybę, zabawny
plusk, gdy stawiam stopę w kałuży. Pragnęłam poczuć to czyste i świeże
deszczowe powietrze. Czekałam na deszcz, a to uczucie tęsknoty przypomniało mi
pobyt na Filipinach. Tym samym uzmysłowiłam sobie, że już dawno nie było postu
z serii azjatyckiej. W ostatniej podróży zabrałam Was do Taipei, czyli mojego drugiego domu, a dzisiaj pokażę Wam Filipiny moim okiem i sercem po
brzegi wypełnionym wspomnieniami. Gotowi na kolejną azjatycką podróż?
Chodźcie!
Pierwsze wrażenie
Gdy koła samolotu dotknęły ziemi byłam
zmęczona 27- godzinnym lotem tak bardzo, że nie byłam w stanie chłonąć nowych
zapachów i widoków. Pamiętam jedynie istny chaos. Wściekle trąbiące na siebie
auta, przeciskające się pomiędzy nimi rowery z przyczepionymi do bagażnika
wózkami. Ktoś dotknął mojego ramienia, proponując taksówkę, jeszcze inna
kobieta wpychała mi już pod pachę torebkę za kilka dolarów. Światła bilbordów
raziły mnie w oczy i nie marzyłam o niczym innym, jak znaleźć się już w aucie,
którym przyjechał po mnie J. Wpadłam w jego ramiona, włączyłam klimatyzację,
chroniąc się od prawie 40 stopni w nocy i zamknęłam oczy wydmuchując głośno
powietrze z moich płuc. Czułam się zmęczona i brudna, a moje ciało zdawało się
protestować na zbyt dużą ilość nowych, nieznanych mi bodźców. Witaj w Manili-
powiedział J. całując mnie w czoło, a ja zdezorientowana nie wiedziałam co
myśleć o czekających mnie tutaj kolejnych miesiącach.
Jakie okazały się być Filipiny?
Hojne w życiowe lekcje. Bogate w miłość w ludzkich
oczach. Pełne kontrastów.
Ludzie
Widzę otwierającego mi drzwi
ochroniarza, uśmiechającą się ekspedientkę w typowym dla Azji 7eleven. Widzę
przytulającą mnie managerkę, przynoszącą mi kawę wizażystkę i kierowcę, który
stojąc w korku wsuwa mi w dłoń garść cukierków. Widzę tych wszystkich ludzi i moje serce wypełnia się ogromną miłością.
Każdy pomaga sobie wzajemnie i troszczy się o innych. Urzekająca
bezinteresowność sprawia, że Manila staje się lepszym miejscem.
Lepszym? Czy
miasto, w którym ludzie są tak dobrzy nie jest idealnym miejscem na ziemi?
Chciałabym. Chciałabym, aby cały ten
tekst miał jak najbardziej pozytywny wydźwięk o Filipinach. Chciałabym, nie
wspominać o ogromnym kontraście społecznym, jaki panuje w tym kraju. Chciałabym
zapomnieć o półnagich dzieciach szarpiących moje ramię, prosząc o pieniądze.
Chciałabym nie pamiętać widoku wielodzietnich rodzin, mieszkających pod mostem
lub na cmentarzu. Chciałabym nie uczestniczyć w sytuacji, gdy po kryjomu
kupowaliśmy razem z J. jedzenie dla biednych dzieci w obawie, że mafia
przystawi nam lufę do skroni. Chciałabym, żeby nie istniał w tym kraju tak
ogromny podział na ludzi bogatych i biednych. Na tych, którzy mieszkają w
luksusowych apartamentach i codziennie stołują się w restauracjach, do których
jeżdżą swoim Ferrari i na tych, którzy siedzą półnadzy na ulicy z nieobecnym
spojrzeniem. Zwycięzcy i przegrani....
Miejsca
Skłamałabym, gdybym wybrała dla Was
kilka punktów na mapie, które warto odwiedzić na mapie miasta.Według mnie nie
istnieją one w Manilii. To ogromna aglomeracja licząca ponad 24 miliony
mieszkańców. To miasto pełne wieżowców, firm, restauracji i centrum handlowych.
Nie skłamię również, mówiąc, że większość życia w Manili toczy się właśnie w
centrach handlowych. Ogromne powierzchnie pełne sklepów, restauracji, parków
rozrywki i sztucznych parków, gdzie chociaż przez chwilę można wyobrazić sobie
prawdziwy park, soczyście zieloną trawę czy śpiew ptaków, który dobiega z
głośników centra handlowego. To było moje życie na Filipinach przez dwa
miesiące. Tęskniłam za deszczem, za świeżym powietrzem, za przestrzenią, lasem
i odrobiną kontaktu z naturą.
Miałam wielkie szczęście, bo kilka razy
udało mi się wyrwać na wyspę Boracay i inne kurorty w pobliżu miasta, które w
pełni pozwalały mi ładować baterie. Poznawałam egzotyczne rośliny, wsłuchiwałam
się w szum fal,krzyk ogromnych kolorowych ptaków i na chwilę zapominałam o
tłocznej i zakorkowanej Manili. To był mój osobisty raj na Filipinach. Świeża
woda kokosowa, czyste powietrze, lazurowe wody morskie, sympatyczni ludzie i
słodycz tropikalnych owoców.
Jedzenie
... a jeśli już
mowa o jedzeniu to na pierwszy ogień pójdą tutaj owoce, które smakować można na
wiele sposobów. Bazarki pełne są mango, papaya i kokosów. Bardzo popularne są
również świeżo wyciśnięte soki, szejki i woda kokosowa. Obok ryb to chyba
najczęściej spożywane przeze mnie menu. Z całej Azji to właśnie Filipiny słyną z
najgorszej kuchni, a ja zdecydowanie popieram te pogłoski.
Rady dla turystów, aby stołować się tam,
gdzie jedzą lokalni zupełnie nie sprawdza się na Filipinach. Są to najczęściej
tzw. „gary”, które przygotowywane są każdego dnia i wystawiane na ulice. Do
garów można wrzucić wszystko. Nie można jednak liczyć na to, że danie z
kurczakiem ryżem i warzywami naprawdę będzie miało warzywa i mięso z kurczaka.
Wiele razy na moim talerzu lądowały kości, ścięgna i ogromna porcja ryżu z
dwiema fasolkami... W taki sposób bardzo szybko zaczęłam stołować się w
restauracjach obcokrajowców, które znacznie różnią się od filipińskiej kuchni.
Restauracje japońskie, hiszpańskie czy włoskie zaczynają podbijać wielkie
centra handlowe, a właściciele otwierają swoje lokale pięknie wykończone z
odpowiednim klimatem. Ile w całej kuchni jest Filipin? Niestety niewiele.
Przygody i uczucia
Filipiny to miejsce, gdzie
pierwszy raz zetknęłam się z przerażającą biedą. Widziałam stertę podartych
materacy i zmontowanych kuchni ze złamanych kawałków drewna, służących jako
mieszkanie ludzi pod mostem. Odwiedziłam obszary, w których nagie i głodne
dzieci błagały o jedzenie, a oczy ich matek pełne były rozdzierającego smutku i
bezradności.To miejsce, które
trzęsienia ziemi, powodzie i tajfuny
nawiedzają kilka razy w ciągu roku. Mieszkańcy kilkakrotnie odbudowują
swoje domy i przygotowują się na kolejne katastrofy. Mimo wszystko są to ludzie
głęboko wierzący, życzliwi i pomocni. Cieszą się dniem dzisiejszym, a swoją
wdzięczność wyrażają w prostych gestach, jak pomoc innym, ciepły uśmiech i
dobre słowo. Niektórzy z nich nie mają wiele, ale dzielą się z innymi. Jedne z
najpiękniejszych lekcji życiowych podczas moich podróży wyniosłam właśnie na
Filipinach.
Manila być może nie jest najlepszym kierunkiem turystycznym. Jakkolwiek
warto chociaż przez jeden dzień poznać panującą w mieście atmosferę. Warto
zobaczyć ogromne wieżowce i budowane tuż pod nimi domy z pękniętych opon. Warto
zasmakować zapachu ulic, smaku ulicznego jedzenia. Warto postać kilka godzin w
korku. Warto spojrzeć w oczy przeciętnego Filipińczyka. Warto zajrzeć w ich
serca. Warto pomóc i docenić to, co mamy w swoim życiu.
Moja przygoda z Filipinami jeszcze nie skończyła się. Nadal jest we mnie
głód bliższego poznania tego kraju. Razem z J. być może już w tym roku
planujemy powrót. Tym razem bardziej uważny, wolniejszy i z dala od tłocznej
aglomeracji. W naszych głowach pojawia się marzenie o zwiedzeniu kilku
filipińskich wysp, ale będzie to już zupełnie inna przygoda, o której z pewnością
Wam opowiem...
Jak wyglądają Filipiny w Waszych oczach? Co zaciekawiło lub zaskoczyło
Was najbardziej? Czekam na Wasze komentarze!
Zakochana w Azji,
Paulina G Lifestyle
To straszne, gdy człowiek uświadomi sobie, jak bardzo ogarnięty jest konsumpcjonizmem, kupujemy rzeczy czy jedzenie, by potem je wyrzucić, a gdzieś kawałek dalej są ludzie,którzy nie mają niczego.
OdpowiedzUsuńDokładnie! Na co dzień nie zdajemy sobie z tego sprawy, pochłonięci naszymi problemami i życiem... Manila dała mi ogromną lekcję wdzięczności i doceniania tego, co mam.
UsuńI to jest prawdziwy obraz tych zakatkow. Nie bylabym w stanie w takiej atmosferze oddawac sie zwiedzaniu, radosci poznawania nowych miejsc itp.
OdpowiedzUsuńTo prawda. Przyznam szczerze, że Manila nie jest miejscem na zwiedzanie. Nie wyobrażam sobie iść tam na spacer z plecakiem i oddawać się turystyce w tym mieście ;D Żeby poznać Manilę trzeba w nią wejść, wsiąknąć, być jednym więcej "Filipińczykiem"
UsuńPozdrawiam serdecznie ! ;)
Bede tam w przyszlym tygodniu, Cebu, Bohol...ale Manille omijam na szczescie
OdpowiedzUsuńCebu z pewnością podbije Twoje serce ;) Słyszałam wiele dobrego o tym miejscu.
UsuńBaw się dobrze i powodzenia!
Widzę, że jest to kraj pełen kontrastów. Mimo wszystko warty poznania.
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten wpis.
Buziak.
Weronika
Zdecydowanie! To jeden z największych krajów kontrastu i naprawdę warto go poznać. Może nie ze względu na turystykę i atrakcje, ale właśnie ogromną lekcje życiową i wiele refleksji.
UsuńŚciskam mocno ! ;*
Kraj warty poznania :-)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie! ;)
UsuńMam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję by odwiedzić Azję - bardzo mnie kusi. Uwielbiam jak opisujesz te miejsca widziane swoimi oczami - nie tylko z zachwytem i w samych superlatywach, ale właśnie tak prawdziwie, wraz z plusami i minusami.
OdpowiedzUsuńAzja jest dla mnie wyjątkowa. Co ciekawsze każdy z azjatyckich krajów jest dla mnie zupełnie inny <3 Mam nadzieję, że i Ty kiedyś odwiedzisz choć jeden z tych krajów. Moje serce Azja podbiła między innymi właśnie za prawdziwość. Za to, że nie jest idealna,a kocha się ją całym sobą.
Usuń