12.04.2019

Azja #2- Filipiny



       W Hiszpanii nie padało już chyba od prawie dwóch miesięcy. Każdego dnia wypatrywałam choćby najmniejszej chmurki i czekałam z utęsknieniem na deszcz. Wiem, że wy, moi kochani Czytelnicy, wyczekujecie słońca, wiosny, a najlepiej już lata, ale ja spragniona jestem deszczu. Tak samo jak usychająca już trawa, suche powietrze, przyroda i ulice. Pragnęłam deszczu. Pragnęłam poczuć na skórze zimne i ciężkie krople. Pragnęłam usłyszeć ten kojący dźwięk, uderzających kropel o szybę, zabawny plusk, gdy stawiam stopę w kałuży. Pragnęłam poczuć to czyste i świeże deszczowe powietrze. Czekałam na deszcz, a to uczucie tęsknoty przypomniało mi pobyt na Filipinach. Tym samym uzmysłowiłam sobie, że już dawno nie było postu z serii azjatyckiej. W ostatniej podróży zabrałam Was do Taipei, czyli mojego drugiego domu, a dzisiaj pokażę Wam Filipiny moim okiem i sercem po brzegi wypełnionym wspomnieniami. Gotowi na kolejną azjatycką podróż? Chodźcie!




                                                                                                                                

Pierwsze wrażenie


       Gdy koła samolotu dotknęły ziemi byłam zmęczona 27- godzinnym lotem tak bardzo, że nie byłam w stanie chłonąć nowych zapachów i widoków. Pamiętam jedynie istny chaos. Wściekle trąbiące na siebie auta, przeciskające się pomiędzy nimi rowery z przyczepionymi do bagażnika wózkami. Ktoś dotknął mojego ramienia, proponując taksówkę, jeszcze inna kobieta wpychała mi już pod pachę torebkę za kilka dolarów. Światła bilbordów raziły mnie w oczy i nie marzyłam o niczym innym, jak znaleźć się już w aucie, którym przyjechał po mnie J. Wpadłam w jego ramiona, włączyłam klimatyzację, chroniąc się od prawie 40 stopni w nocy i zamknęłam oczy wydmuchując głośno powietrze z moich płuc. Czułam się zmęczona i brudna, a moje ciało zdawało się protestować na zbyt dużą ilość nowych, nieznanych mi bodźców. Witaj w Manili- powiedział J. całując mnie w czoło, a ja zdezorientowana nie wiedziałam co myśleć o czekających mnie tutaj kolejnych miesiącach.


Jakie okazały się być Filipiny?


Hojne w życiowe lekcje. Bogate w miłość w ludzkich oczach. Pełne kontrastów.




Ludzie

      
       Widzę otwierającego mi drzwi ochroniarza, uśmiechającą się ekspedientkę w typowym dla Azji 7eleven. Widzę przytulającą mnie managerkę, przynoszącą mi kawę wizażystkę i kierowcę, który stojąc w korku wsuwa mi w dłoń garść cukierków. Widzę tych wszystkich ludzi i moje serce wypełnia się ogromną miłością. Każdy pomaga sobie wzajemnie i troszczy się o innych. Urzekająca bezinteresowność sprawia, że Manila staje się lepszym miejscem.

Lepszym? Czy miasto, w którym ludzie są tak dobrzy nie jest idealnym miejscem na ziemi?

       Chciałabym. Chciałabym, aby cały ten tekst miał jak najbardziej pozytywny wydźwięk o Filipinach. Chciałabym, nie wspominać o ogromnym kontraście społecznym, jaki panuje w tym kraju. Chciałabym zapomnieć o półnagich dzieciach szarpiących moje ramię, prosząc o pieniądze. Chciałabym nie pamiętać widoku wielodzietnich rodzin, mieszkających pod mostem lub na cmentarzu. Chciałabym nie uczestniczyć w sytuacji, gdy po kryjomu kupowaliśmy razem z J. jedzenie dla biednych dzieci w obawie, że mafia przystawi nam lufę do skroni. Chciałabym, żeby nie istniał w tym kraju tak ogromny podział na ludzi bogatych i biednych. Na tych, którzy mieszkają w luksusowych apartamentach i codziennie stołują się w restauracjach, do których jeżdżą swoim Ferrari i na tych, którzy siedzą półnadzy na ulicy z nieobecnym spojrzeniem. Zwycięzcy i przegrani....








   Miejsca


       Skłamałabym, gdybym wybrała dla Was kilka punktów na mapie, które warto odwiedzić na mapie miasta.Według mnie nie istnieją one w Manilii. To ogromna aglomeracja licząca ponad 24 miliony mieszkańców. To miasto pełne wieżowców, firm, restauracji i centrum handlowych. Nie skłamię również, mówiąc, że większość życia w Manili toczy się właśnie w centrach handlowych. Ogromne powierzchnie pełne sklepów, restauracji, parków rozrywki i sztucznych parków, gdzie chociaż przez chwilę można wyobrazić sobie prawdziwy park, soczyście zieloną trawę czy śpiew ptaków, który dobiega z głośników centra handlowego. To było moje życie na Filipinach przez dwa miesiące. Tęskniłam za deszczem, za świeżym powietrzem, za przestrzenią, lasem i odrobiną kontaktu z naturą.

       Miałam wielkie szczęście, bo kilka razy udało mi się wyrwać na wyspę Boracay i inne kurorty w pobliżu miasta, które w pełni pozwalały mi ładować baterie. Poznawałam egzotyczne rośliny, wsłuchiwałam się w szum fal,krzyk ogromnych kolorowych ptaków i na chwilę zapominałam o tłocznej i zakorkowanej Manili. To był mój osobisty raj na Filipinach. Świeża woda kokosowa, czyste powietrze, lazurowe wody morskie, sympatyczni ludzie i słodycz tropikalnych owoców.







  Jedzenie


... a jeśli już mowa o jedzeniu to na pierwszy ogień pójdą tutaj owoce, które smakować można na wiele sposobów. Bazarki pełne są mango, papaya i kokosów. Bardzo popularne są również świeżo wyciśnięte soki, szejki i woda kokosowa. Obok ryb to chyba najczęściej spożywane przeze mnie menu. Z całej Azji to właśnie Filipiny słyną z najgorszej kuchni, a ja zdecydowanie popieram te pogłoski.

      Rady dla turystów, aby stołować się tam, gdzie jedzą lokalni zupełnie nie sprawdza się na Filipinach. Są to najczęściej tzw. „gary”, które przygotowywane są każdego dnia i wystawiane na ulice. Do garów można wrzucić wszystko. Nie można jednak liczyć na to, że danie z kurczakiem ryżem i warzywami naprawdę będzie miało warzywa i mięso z kurczaka. Wiele razy na moim talerzu lądowały kości, ścięgna i ogromna porcja ryżu z dwiema fasolkami... W taki sposób bardzo szybko zaczęłam stołować się w restauracjach obcokrajowców, które znacznie różnią się od filipińskiej kuchni. Restauracje japońskie, hiszpańskie czy włoskie zaczynają podbijać wielkie centra handlowe, a właściciele otwierają swoje lokale pięknie wykończone z odpowiednim klimatem. Ile w całej kuchni jest Filipin? Niestety niewiele.






Przygody i uczucia


       Filipiny to miejsce, gdzie pierwszy raz zetknęłam się z przerażającą biedą. Widziałam stertę podartych materacy i zmontowanych kuchni ze złamanych kawałków drewna, służących jako mieszkanie ludzi pod mostem. Odwiedziłam obszary, w których nagie i głodne dzieci błagały o jedzenie, a oczy ich matek pełne były rozdzierającego smutku i bezradności.To miejsce, które trzęsienia ziemi, powodzie i tajfuny nawiedzają kilka razy w ciągu roku. Mieszkańcy kilkakrotnie odbudowują swoje domy i przygotowują się na kolejne katastrofy. Mimo wszystko są to ludzie głęboko wierzący, życzliwi i pomocni. Cieszą się dniem dzisiejszym, a swoją wdzięczność wyrażają w prostych gestach, jak pomoc innym, ciepły uśmiech i dobre słowo. Niektórzy z nich nie mają wiele, ale dzielą się z innymi. Jedne z najpiękniejszych lekcji życiowych podczas moich podróży wyniosłam właśnie na Filipinach.

       Manila być może nie jest najlepszym kierunkiem turystycznym. Jakkolwiek warto chociaż przez jeden dzień poznać panującą w mieście atmosferę. Warto zobaczyć ogromne wieżowce i budowane tuż pod nimi domy z pękniętych opon. Warto zasmakować zapachu ulic, smaku ulicznego jedzenia. Warto postać kilka godzin w korku. Warto spojrzeć w oczy przeciętnego Filipińczyka. Warto zajrzeć w ich serca. Warto pomóc i docenić to, co mamy w swoim życiu.







      Moja przygoda z Filipinami jeszcze nie skończyła się. Nadal jest we mnie głód bliższego poznania tego kraju. Razem z J. być może już w tym roku planujemy powrót. Tym razem bardziej uważny, wolniejszy i z dala od tłocznej aglomeracji. W naszych głowach pojawia się marzenie o zwiedzeniu kilku filipińskich wysp, ale będzie to już zupełnie inna przygoda, o której z pewnością Wam opowiem...

       Jak wyglądają Filipiny w Waszych oczach? Co zaciekawiło lub zaskoczyło Was najbardziej? Czekam na Wasze komentarze!


       Zakochana w Azji,
Paulina G Lifestyle  




12 komentarzy:

  1. To straszne, gdy człowiek uświadomi sobie, jak bardzo ogarnięty jest konsumpcjonizmem, kupujemy rzeczy czy jedzenie, by potem je wyrzucić, a gdzieś kawałek dalej są ludzie,którzy nie mają niczego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Na co dzień nie zdajemy sobie z tego sprawy, pochłonięci naszymi problemami i życiem... Manila dała mi ogromną lekcję wdzięczności i doceniania tego, co mam.

      Usuń
  2. I to jest prawdziwy obraz tych zakatkow. Nie bylabym w stanie w takiej atmosferze oddawac sie zwiedzaniu, radosci poznawania nowych miejsc itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Przyznam szczerze, że Manila nie jest miejscem na zwiedzanie. Nie wyobrażam sobie iść tam na spacer z plecakiem i oddawać się turystyce w tym mieście ;D Żeby poznać Manilę trzeba w nią wejść, wsiąknąć, być jednym więcej "Filipińczykiem"
      Pozdrawiam serdecznie ! ;)

      Usuń
  3. Bede tam w przyszlym tygodniu, Cebu, Bohol...ale Manille omijam na szczescie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cebu z pewnością podbije Twoje serce ;) Słyszałam wiele dobrego o tym miejscu.
      Baw się dobrze i powodzenia!

      Usuń
  4. Widzę, że jest to kraj pełen kontrastów. Mimo wszystko warty poznania.
    Dziękuję za ten wpis.
    Buziak.
    Weronika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie! To jeden z największych krajów kontrastu i naprawdę warto go poznać. Może nie ze względu na turystykę i atrakcje, ale właśnie ogromną lekcje życiową i wiele refleksji.
      Ściskam mocno ! ;*

      Usuń
  5. Mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję by odwiedzić Azję - bardzo mnie kusi. Uwielbiam jak opisujesz te miejsca widziane swoimi oczami - nie tylko z zachwytem i w samych superlatywach, ale właśnie tak prawdziwie, wraz z plusami i minusami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Azja jest dla mnie wyjątkowa. Co ciekawsze każdy z azjatyckich krajów jest dla mnie zupełnie inny <3 Mam nadzieję, że i Ty kiedyś odwiedzisz choć jeden z tych krajów. Moje serce Azja podbiła między innymi właśnie za prawdziwość. Za to, że nie jest idealna,a kocha się ją całym sobą.

      Usuń