2.01.2019

Lekcje 2018 roku –podsumowanie



       Uwielbiam podsumowania. Fascynują mnie głębokie analizy, zmiany i następstwa kolejnych witanych przez nas lat. Myślę,że każdy z nas potrzebuje chwili na zatrzymanie się i sprawdzenie przy jakim drogowskazie życia znajduje się obecnie. Dokąd zmierza i jaką drogę przeszedł do tej pory. Dla mnie jest to możliwość przyjrzenia się mojemu życiu tak naprawdę z bliska. Mogę z uśmiechem na twarzy wrócić wspomnieniami do tych najcieplejszych wydarzeń minionego roku, poklepać się po plecach, myśląc o porażkach i pogratulować sobie zdobytych szczytów. Podsumowanie roku pozwala mi świeżej spojrzeć na to, co mnie czeka, marzyć jeszcze odważniej i iść przez życie z podniesioną głową. Przecież zawsze są nowe szanse, czyste kartki, które tylko czekają aż zapiszemy je prozą życia.

       Dzisiaj, zaprzyjaźniona już z nowym rokiem, wracam myślami do 2018 i pragnę podzielić się z Tobą lekcjami, jakie nabyłam w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Weź w dłonie kubek gorącej herbaty, nałóż sobie na talerzyk ciasto, które pewnie zostało po sylwestrowej imprezie i wyrusz ze mną w podróż. Zachęcam Cię również do tego, abyś czytając moje podsumowanie roku przytuliła do serca swój 2018 r. To takie ważne!





                                                                                                                        

Styczeń

      
       Styczeń był miesiącem wdzięczności. Kontynuowałam swój codzienny rytuał wypisywania w kalendarzu najpiękniejszych chwil i mówiłam Dziękuję kilku rzeczom i sytuacjom z danego dnia. Ta rutyna pozwoliła mi dostrzec i docenić to, co mam. Jeszcze bardziej pokochałam małe wielkie rzeczy codziennego dnia.


To jest prawdziwa wdzięczność! Ta, która roztapia moje serce na myśl, jak wielką jestem szczęściarą, że mogę pić kawę w przepięknej kawiarence. Gdy ciężkie krople deszczu spadają mi na twarz, a ja o czwartej rano muszę iść do pracy. Dzięki wdzięczności idę w podskokach, bo przecież jak wspaniale, że tą pracę mam! To ciepłe uczucie, gdy na błękitnym niebie widzę szybującego ptaka i zdaję sobie sprawę, że na tą chwile nic mi więcej nie potrzeba. Wdzięczność, gdy po tragicznym dniu mogę wypłakać się w ramię ukochanego, a wypadek może wyjść mi na dobre, bo będę miała czas na błogie lenistwo w domu.






       To właśnie w tym miesiącu rozpoczęła się moja przygoda z Portugalią. Odkryłam miasteczko Guimaraes, które do dzisiaj jest moim najczęstszym kierunkiem podroży.


Luty

 

       Był dla mnie miesiącem pełnym rozważań na temat wiary, religii i chrześcijaństwa. W świecie online poznałam Kubę, który zainspirował mnie do coraz głośniejszego mówienia o Bogu i o mojej wierze. Dzięki temu pojawiło się kilka tekstów o tematyce chrześcijaństwa, które do dzisiaj cieszą się dużą popularnością ( tutaj i tutaj ) Tym samym odnalazłam również w Barcelonie wspaniałą wspólnotę, do której należę do dzisiaj.





Marzec


       Pamiętam mnóstwo pracy i mnóstwo wypitych kaw. Pamiętam jak pierwsze ciepłe promienie słońca budziły mnie do życia, namawiały do  długich spacerów, do życia i do porzucenia projektów chociaż na chwilę. Większą część miesiąca spędziłam w portugalskim Guimaraes i tym razem udało nam się połączyć razem z J. pracę i życie osobiste. Wspólnie poznawaliśmy  miasteczko, a w długie nadal zimowe wieczory czytaliśmy książki i oglądaliśmy filmy. 






Przeniosłam się w czasie! Spacerowałam między ciasnymi uliczkami, wsłuchiwałam się w stukot moich butów o stare brukowe drogi i rozglądałam się uważnie dookoła. Co chwilę krajobraz obdarowywał mnie bujną kolorystyką kamieniczek, uroczych restauracji i lokalnych sklepików. Malutkie drzwi wejściowe do sklepów z pamiątkami i aromat świec wydobywał się na plac tworząc jeszcze bardziej przytulną atmosferę. Średniowieczna architektura zaskakiwała mnie z każdym krokiem. Śmieszne budynki, które przyklejone do siebie znacznie różniły się wysokością i stylem. Gwar i muzyka dobiegająca z barów dopełniała magicznej i sielskiej atmosfery starego miasteczka. Nie mogłam odmówić sobie filiżanki parzonej kawy. Czas zwolnił, zatrzymał się.


Kwiecień


       Wypełniony miłością, spokojem i radością. To właśnie wtedy wybraliśmy z J. miejsc, gdzie już w tym roku powiemy sobie TAK. Odwiedziłam rodzinę i Polskę, gdzie napawałam się świeżym wiosennym powietrzem, podziwiałam kwitnące magnolie i zatrzymywałam wskazówki zegara za pomocą głośnego śmiechu, wypitych kaw z przyjaciółmi i uścisków bliskich memu sercu ludziom.






Siedzę na kanapie rodzinnego domu. Wdycham głęboko polską wiosnę, wpadającą do pokoju przez otwarte drzwi balkonowe, słyszę znajome odgłosy z kuchni i chrapanie psa. Czuję się tak błogo i spokojnie. Świat zatrzymuje się na kilka dni. Zapominam o bieżących sprawach, czekających projektach, pracy, castingach i obowiązkach na kolejny tydzień. Zupełnie nie przejmuję się systematycznym przestrzeganiem treningów, diety, kształtowania warsztatu pisarza czy tworzeniu portfolio. Marzę, aby dzień stał się dłuższy, a noc nigdy nie nadeszła. Chcę zatrzymać ten czas. Moją mamę krzątającą się w kuchni,  R. zapowiadającego danie popisowe szefa. Podjadającego brata z łobuzerskim uśmiechem, perlisty śmiech mojej przyszłej bratowej i bawiące się na dywanie psy. Pragnę umieścić ich wszystkich w jednym kadrze, razem z zapachami, odgłosami i tym ciepłym „czymś” rozlewającym się po moim sercu.



Maj


       Gdy wszystko kwitło i budziło się  do życia, ja zdawało się, że zatrzymałam się w czasie. Utknęłam z blogiem, utknęłam z tworzeniem online, utknęłam życiowo. Był to dla mnie ciężki okres. Mój narzeczony miał wypadek i poważny paraliż ramienia oraz dłoni. Umysł podsuwał mi czarne scenariusze, a serce łomotało z przerażenia coraz mocniej. To doświadczenie pozwoliło mi jeszcze bardziej zbliżyć się do Boga. Zaufałam Mu i po raz kolejny przekonałam się, że „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia.” Kilka miesięcy później oboje z J. mogliśmy cieszyć się jego zdrowiem i lepszą kondycją.

 
Mój chłopak kilka miesięcy temu zwichnął sobie ramię. Zwichnął je tak drastycznie, że lekarze nie dawali szans na to, że kiedykolwiek nerw zregeneruje się na tyle, aby J. ruszał swobodnie dłonią. Prawą dłonią. Tą, którą wykonywał codzienne czynności i chodził do pracy. Tą, która zapewniała mu poczucie męstwa i odpowiedzialności za przyszłą rodzinę. Każdego dnia patrzyłam na gasnące iskry w oczach i trwogę na jego twarzy.Wiesz co wtedy robiłam? Przejęłam jego obowiązki, pomagałam jak mogłam, a w wolnych chwilach oglądaliśmy razem filmy i spacerowaliśmy. Gdy on odbywał swoją rehabilitację i walczył o kolejne drgnięcie ręką, ja biegałam i uprawiałam sport. Musiałam robić coś, żeby nie zwariować. Sama bałam się jak nigdy dotąd. I wiesz co? Uśmiechałam się. Z wiernością do Boga modliłam się i nadal krzyczałam, że kocham życie, bo ono jest krętą drogą. Drogą, gdzie pojawiają się problemy, tragedie i choroby. Akceptuję to w pełni. Wiem, że życie przynosi te ciężkie, ale tym samym te magiczne momenty, a to ja wybieram, które mocniej odciskają się w moim sercu i działaniach. Akceptuję, że życie to nie tylko bajkowa sielanka i spełnianie marzeń. Akceptuję, że życie przynosi również ból, cierpienie i rozczarowanie. Akceptuję to i z pełną świadomością mówię, że kocham życie.      






Czerwiec


       Wraz z wysypem czereśni i coraz późniejszych zachodów słońca nauczyłam się odpuszczać. Wsłuchiwałam się w swój organizm i dawałam mu odpocząć, gdy tylko tego potrzebował. Powoli eliminowałam swój perfekcjonizm, który wkradał się w każdą dziedzinę mojego życia i zabierał mi radość. Wyluzowałam. Wstawałam późno, spacerowałam brzegiem plaży, czytałam książki i oglądałam seriale. Pod koniec miesiąca moje ciało odwdzięczyło mi się dawką energii i porcją świeżych inspiracji. To właśnie wtedy rozpoczęłam pracę nad wstępnym szkicem mojej książki.





Lubię kończyć jeść swoje śniadanie prawie że w porze obiadowej, lubię jeszcze przed obiadem skoczyć na plażę. Lubię oddalić się od zgiełku miast, żeby nacieszyć się spokojem natury. Odpocząć od nadmiaru świateł, reklam, produktów. Lubię odciąć się na jakiś czas od świata. Tak zwyczajnie nie umalować się i nie myśleć czy odpowiednio dopasowałam bluzkę do spodenek. Z zawadiackim uśmiechem wskoczyć w japonki, związać włosy w dziwną palmę na czubku głowy i z przetartą już ze starości ulubioną torbą wyjść na spacer. Błądzić po nieznanych mi dotąd uliczkach wybrzeża, obserwować sąsiadów, śmiać się do zielonych papug, próbując zrobić im zdjęcie. Po czym wyłączyć telefon. Na kilka godzin, na kilka dni najlepiej!


       Zawodowo odniosłam sukces! Udało mi się zrealizować drugą z kolei kampanię dla hiszpańskiej marki Mi&Co.

Lipiec


       Większą część miesiąca mieszkałam w Guimaraes w Portugalii i to właśnie tam uczyłam się życia ze sobą. Pokonywałam lenistwo i troszczyłam się o samą siebie, gotowałam dla siebie, zabierałam samą siebie do restauracji, na lody i na długie spacery, podczas których poznawałam duszę Portugalii. Praktykowałam sztukę Tu i Teraz i dałam pochłonąć się medytacji w modlitwie. To mnie uskrzydliło.

       W lipcu świętowaliśmy z J. naszą piątą rocznicę związku. Moje myśli skupione były wokół pojęcia miłości i budowania związków. W tym czasie pochłonęłam mnóstwo książek psychologicznych, odkryłam twórczość Agnieszki Maciąg, a także stworzyłam wiele postów o związkach i miłości. 






Wbiłam swój wzrok w morskie fale, a przed oczami zaczęły przeskakiwać mi wspomnienia z minionych pięciu lat. Roześmiane jasnobrązowe oczy, zaciskane dłonie przy kolejnym lądowaniu samolotu, znajomy zapach i silne ramię, na którym opieram swoją głowę. Przypominały mi się wspólnie gotowane obiady i poznawanie kuchni kraju, w którym obecnie mieszkaliśmy, rzucanie się popcornem i wzajemne motywowanie się do treningów. Niemalże poczułam kołaczące serce, motylki w brzuchu i nogi z waty niczym nastolatka. Z dorosłą mądrością uśmiechnęłam się z sentymentem do chwil wątpliwości, upadków i złych decyzji. Do wspomnień kiedy oboje z J. kłóciliśmy się w dwóch różnych językach zupełnie nie rozumiejąc  się nawzajem. To tylko namiastka. Garstka wspomnień, które wspólnie z J. udało nam się stworzyć w ciągu minionych pięciu lat. Mogłabym wymieniać te magiczne chwile bez końca...


Sierpień


      Pamiętam gorące noce i jeszcze bardziej upalne dni. Pamiętam każdy dzień spędzony na plaży, hektolitry wypitej wody z cytryną i koniecznie z kostkami lodu. Pamiętam spektakularne zachody słońca i jedzenie kolacji na tarasie. Pamiętam iskierki w oczach, uśmiech, uczucie spełnienia i zachwyt nad naturą. Pamiętam, że wcieliłam się na kilka dni w rolę turystki i przewodniczki po Barcelonie i że po raz kolejny miłość triumfowała w moim życiu. Tym razem na weselu mojego brata. Pamiętam zaskakującą kolejną kampanię da marki 22paradise, której efekty ukażą się już w tym roku! Pamiętam ten miesiąc jak najpiękniejszy film z wymarzonych wakacji. Pamiętam słony smak morza, splątane włosy i opaloną skórę. Pamiętam głośny śmiech i przekonanie, że życie jest najpiękniejszym darem.






Wrzesień


       To był zdecydowanie miesiąc próbowania nowych rzeczy. Udało mi się spełnić jedno ze swoich małych wielkich marzeń z Wish List To Do- na głębi morza skakałam do wody z łódki. Pływałam z małymi, kolorowymi rybkami i krzyczałam z nadmiaru emocji. Przez kilka dni opiekowaliśmy się również psem naszych przyjaciół i zgodnie z J. stwierdziliśmy, że byłoby wspaniale wypełnić nasz dom i życie obecnością czworonoga. We wrześniu świętowaliśmy również naszą pierwszą rocznicę zaręczyn i już na poważnie i odpowiedzialnie zabraliśmy się za organizację wesela.

     Powiem natomiast, że okres narzeczeństwa to dla mnie zmiana sposobu patrzenia na swojego partnera. W naszym odbiciu w lustrze nie widzę już pary niedojrzałych nastolatków, podróżujących dookoła świata z jedną walizką. Widzę dwoje ludzi, którzy zadecydowali się tworzyć jedność. Widzę mężczyznę, z którym chcę spędzić resztę mojego życia. Widzę oczy, które chcę rozumieć i kochać głębiej. Widzę ramiona, które chcę wspierać. Uśmiech, który pragnę dzielić w najpiękniejszych momentach życia i łzy, które chcę wycierać, gdy świat zdaje się być niesprawiedliwy. Oboje widzimy swoje serca. Gotowe do kochania i do wzięcia za nie odpowiedzialności i tej właśnie.







       Po raz kolejny spróbowałam nowych rzeczy i poznałam Porto ( cała relacja z podróży tutaj )



Październik


      Świętowałam swoje jedne z najpiękniejszych urodzin ! W gronie rodziny i przyjaciół w iście letnim klimacie na plaży. Odwiedziła mnie mama i razem z rodziną spędziliśmy piękny tydzień. Słońce nadal mocno grzało nasze brązowe już skóry, a chłodna morska woda zapraszała do kąpieli każdego dnia. Stworzyłam wtedy 24 urodzinowe fakty o mnie i tym samym uświadomiłam sobie, że nadal tak niewiele wiem o sobie. To zmotywowało mnie do prowadzenia codziennych zapisków w pamiętniku.Skrobię listy do swojej duszy, własnych marzeń i emocji. Poznaję siebie!







    Druga część miesiąca przyniosła ze sobą wiele nieprzyjemnych niespodzianek. Moje alarmujące złe samopoczucie zmusiło mnie na rzucenie pracy i pobyt przez wiele tygodni w Polsce, gdzie przechodziłam przez szereg badań i analiz. To własnie wtedy zaczęłam pracować nad zmianą swoich nawyków i całkowicie wykluczyłam cukier ze swojej diety. Między walką o lepsze samopoczucie, a piękną polską jesienią starałam się wycisnąć jak najwięcej z czasu spędzonego w Polsce.


Listopad


      Dłużył się niemiłosiernie. Byłam zmęczona ciągłymi badaniami, niepewnością i nowym stylem życia, jaki narzucili mi lekarze. Listopadowe wieczory i brak słońca nie pomagały. Tęskniłam za Hiszpanią, za ciepłem i za moim życiem.Czułam się dziwnie zawieszona i po raz kolejny z pomocą przyszedł mi Bóg. Ponownie swoją wiarę, nadzieję i miłość odnalazłam w kościele Life Church w Warszawie. Chłonęłam każdą spędzoną tam godzinę, a moja dusza wypełniała się nadzieją. Kiełkowałam wierząc w to,że Pan Bóg czuwa nade mną.To dodało mi skrzydeł. Mimo choroby nauczyłam się czerpać z życia garściami i jeszcze bardziej być Tu i Teraz

        Listopad to dla mnie dźwięk głośnego śmiechu, który wypełniał ściany domu rodzinnego. To wypite kawy w mojej ulubionej kawiarence, to spacery z psem i rozmowy do późna z mamą. To wspólne zakupy i czytanie książek. To nauka, że moje życie jest w rękach Boga i jest to najbezpieczniejsze miejsce, jakie mogłabym sobie wyobrazić!






Grudzień


       Mój dom w tym miesiącu wywrócił się do góry nogami. Rozpoczęłam na dobre swój nowy styl życia, a tym samym współpracę z jedną z najwspanialszych dietetyczek, która pomaga mi posklejać mój organizm w całość. Na nowo uczę się gotować, wynajduję odpowiednie dla mnie składniki, a medycyna holistyczna oraz książki o tematyce zdrowia i jedzenia, które leczy stały się moją codzienną dawką lekcji i motywacji.

       Mój dom wypełnił się także ciepłem i przytulną atmosferą, a wszystko to za sprawą pojawienia się nowego członka w naszej rodzinie. Z pewnością poznaliście już Kobi, a jeśli nie to koniecznie teraz przywitajcie się z nim i zapamiętajcie go dobrze, bo to właśnie ta kulka zawładnęła ostatnio moim instagramem. Kobi od razu podbił moje serce. Jego obecność w domu, mokry nosek i chrapanie w nocy stało się moim lekiem, moją ucieczką, radością i nadzieją. Równie dobrze mogłabym nazwać go Hope. Odmienił moje życie!







       Spędziłam jedną z najpiękniejszych nocy sylwestrowych! Pożegnałam to, co stare i ofiarowałam to, co nowe i nieznane w ręce Boga. Północ przekroczyłam na wspólnej modlitwie z najbliższymi, wierząc, że nowy rok będzie dla mnie wielką niespodzianką, czasem pełnym wiary, miłości i nadziei.

         To był ciężki, ale i wspaniały rok. Dał mi wiele doświadczeń i drogocennych lekcji. Wypełnił miesiące uśmiechem, zachwytem nad życiem i momentami, które na pewno zostaną w moim sercu na zawsze. Z nową iskierką nadziei w sercu zapisuję nowe strony powieści 2019 r. To będzie dobry rok!




            Tobie również życzę wspaniałego roku. Nie tego bez problemów i ciężkich momentów, bo one z pewnością nadejdą, ale tego z ogromną dawką siły i motywacji dla Ciebie. Abyś mogła pokonywać wszystkie przeciwności losu, aby w Twoim sercu zagościła miłość i przebaczenie, a dziecięcy zachwyt nad światem  i życiem wypełnił Twoje serce i pozwolił Ci radować się każdą z pozoru najmniejszą chwilą.



       Ściskam bardzo mocno,
Paulina G Lifestyle






17 komentarzy:

  1. Świetny wpis 2018 to był wspaniały rok :) Nowy rok zapowiada się wspaniale moim postanowieniem jest ukończyć szkolenia sprzedażowe pójść do nowej pracy i rozpocząć nowy rozdział w moim życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duże i poważne postanowienia noworoczne ;)
      Życzę powodzenia! ;)

      Usuń
  2. W takim razie życzę Wam obojgu zdrowia, bo gdy będziecie zdrowi na pewno dacie sobie ze wszystkim radę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo przyjemnie mi sie czytało. Rok 2018 widać, że przyniósł Ci nie tylko te dobre momenty, ale tak jak piszesz one i tak nadejdą. Trzeba po prostu być silnym i sobie z nimi poradzić. Tym bardziej podziwiam za oddanie się Bogu i wiarę w niego. Poprzedni rok był dobry, wierzę, że 2019 też taki będzie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszysykiego Najlepszego na nowy rok!

    OdpowiedzUsuń
  5. Duchowo ten rok zdecydowanie na plus :) Oby stan zdrowia sie poprawil i rok 2019 byl jeszcze lepszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie na plus, chociaż nadal chcę pracować nad tym i kształtować bardziej tą duchową stronę mnie samej ;)
      Dziękuję bardzo ! ;*

      Usuń
  6. Widzę, że miałaś niezwykle intensywny rok- ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło;)
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy miesiąc przyniósł mi piękną, drogocenną lekcję <3

      Usuń
  7. Gdybym jednym słowem miała podsumować swój rok 2018, określiłabym go dobrym, po prostu :)
    W tym roku moim postanowieniem jest prowadzić dzienniczek wdzięczności. Kiedyś wypisywałam na karteczce jedną pozytywną rzecz, jaka mnie w danym dniu spotkała i wrzucałam tę karteczkę do słoika. Fajny pomysł, ale trochę niepraktyczny. Tym razem stawiam na notesik!

    Dobry był ten rok. Dla Ciebie, dla Was! Nie wiedziałam, gdzieś mi wcześniej umknęło, że Twój ukochany miał wypadek! Bardzo mi przykro, ale jednocześnie cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze. Takie szczęście w nieszczęściu.

    Cudownie się czyta o tym, jak z miesiąca na miesiąc pogłębiałaś swoją wiarę, coraz bardziej wsłuchiwałaś się w siebie, stawałaś się bardziej realistyczna, prawdziwa, spokojna i pewna swego. Oby kolejny rok był dla Ciebie jeszcze lepszy ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fantastycznie! Prowadzę taki dziennik wdzięczności już trzeci rok i mogę powiedzieć, że ta zdaje się mała rutyna, zmienia życie i spojrzenie na świat! Zaczęłam doceniać więcej, widzieć wszystko w jaśniejszych barwach i szybciej znajduję wyjście ze złych sytuacji. Koniecznie, koniecznie prowadź taki dziennik, to świetna sprawa! <3
      Jeśli chodzi o mój rok to tak...był Dobry. Przyniósł wiele zawirowań, ale dzięki Bogu potrafiłam przekształcić je w drogocenne lekcje ;) Dziękuję w imieniu swoim jak i mojego narzeczonego za troskę i ciepłe słowa <3 Mamy się już o wiele lepiej ;*

      Usuń
  8. Super to napisałaś lekko , dobrze się czyta myślę ,że każdy z nas ma swoje własne podsumowanie roku piękne zdjęcia ciekawy wpis lubię tu zaglądać. Szczęśliwego nowego roku zdrówka uśmiechu i wszystkiego co najlepsze pozdrawiam Aga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie ! ;)
      Takie podsumowania są naprawdę dobre! Niekoniecznie muszą być one akurat w okresie nowego roku, ale warto raz na jakiś czas usiąść i przeanalizować ostatnie miesiące, nasze cele i marzenia ;)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  9. Bardzo lubię Twoje lekkie pióro, cudownie się to czyta :) Piękne podsumowanie, jedno z tych piękniejszych! Widać, że rok 2018 był dla Ciebie rokiem wielu przemyśleń i rzekłabym - odkrywania siebie? :) To piękne co piszesz, szczególnie fragment o Twoim narzeczonym mnie poruszył! Dla mnie rok 2018 był tym wyjątkowym, najlepszym <3 Spełniło się moje największe marzenie - zostałam żoną, mężczyzny którego kocham do szaleństwa!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ty tak pięknie piszesz <3. Inspirujesz, pokazujesz jak cieszysz się wszystkim wokół :3.

    OdpowiedzUsuń